Dzisiejszy świat kojarzony z okładek gazet czy nagłówków portali wydaje się być tym idealnym. Kreowany w mediach społecznościowych nieskazitelny wizerunek potrafi sprawiać wrażenie, że życie rzeczywiście potrafi być kolorowe. Niestety, nie jest to do końca prawda. Przekonujemy się o tym za każdym razem, gdy celebryci czy gwiazdy informują o zmaganiu się z depresją czy rodzinnymi tragediami.
Tym razem opowiedziała o nich fracuska tenisistka, Mary Pierce! Przed laty osiągała wielkie sukcesy w sporcie. Na swoim koncie ma dwa wielkoszlemowe zwycięstwa w grze pojedynczej i jedno w grze podwójnej. Łącznie zdobyła osiemnaście pucharów za triumfy w turniejach WTA. W 1995 roku była trzecią rakietą świata. Niewielu wiedziało, co tak naprawdę działo się za kulisami jej gry.
Agnieszka Radwańska kupiła sobie PSY?! Dwa słodkie beagle na spacerze z Isią w Krakowie! ZDJĘCIE
Jak wyznaje cytowana przez iSport.blesk.cz, jej ojciec nie był łatwą osobą. Choć kobieta marzyła o zostaniu pediatrą, tata naciskał, by grała w tenisa. Pierwszy kontakt z rakietą pokazał, że ma potencjał, by zostać gwiazdą. Nietrudno domyślić się presji trenera-rodziciela - ten naciskał, by wówczas jeszcze dziewczynka, jak najwięcej czasu spędzała na kortach. - Bałam się, co może się stać, jeśli nie posłucham. Doprowadził mnie do ciągłego strachu - mówiła, przyznając, że przez wiele lat go nienawidziła.
Mając 25 lat zaczęła wierzyć w Boga. Kontakt z tatą poprawił się dzięki rakowi, na którego zachorował. To on zbliżył ich do siebie. Kobieta była przy nim także, gdy ten odchodził ze świata. - Tata mnie kochał, chciał dla mnie jak najlepiej, więc nauczył mnie być twardą. Bez tego nie mógłbym wystartować w drogę. To dzieciństwo sprawiło, że jestem dzisiaj tą osobą. Nie chciałbym tego więcej doświadczać tego, co działo się w dzieciństwie, ale nie żałuję - tłumaczy Pierce.
Mistrz tenisa GARDZI kwarantanną. Nie wiadomo, czy zagra w US Open