Jonas Bjorkman (36 l.) i Kevin Ullyett (36 l.) byli faworytami spotkania. Jednak to Polacy wygrali 6:2, 1:6, 10:6 i awansowali do półfinału. W ten sposób zakończyli karierę Szweda, dla którego turniej Masters był ostatnim występem w 17-letniej przygodzie z zawodowym tenisem. - To był dla nas zaszczyt, że mogliśmy zagrać z Jonasem jego ostatni mecz - mówi Marcin Matkowski.
Niegrzeczni Polacy
Bjorkman to zwycięzca 54 turniejów deblowych, były numer 1 w rankingu gry podwójnej. Swój ostatni turniej zamierzał zakończyć zwycięstwem. Nie udało się. "Matka" i "Frytka" okazali się lepsi w decydującym super tie-breaku (wygrali 10:6). - Chciałem odejść jako zwycięzca, ale wszystko popsuli niegrzeczni Polacy - podsumował z uśmiechem szwedzki tenisista.
Eksportowi pełną gębą
Awans do półfinału turnieju Masters to największy sukces w karierze "Matki" i "Frytki". Wcześniej dotarli do tej samej fazy w wielkoszlemowym Australian Open (2006), wygrali turniej Masters Series w Madrycie (październik 2008) oraz 7 innych imprez.
Polacy w Szanghaju potwierdzili, że w końcówce sezonu są w znakomitej formie. - Zawsze o nich się mówiło: eksportowy debel. Teraz są eksportowym deblem pełną gębą i możemy być z nich naprawdę dumni - ocenia Wojciech Fibak (56 l.), który z zagranicznymi partnerami trzy razy wygrywał deblowy turniej Masters. - W decydującym meczu grupowym Marcin i Mariusz pokazali wspaniały tenis i niezwykłe opanowanie w najważniejszych momentach. A przecież grali z piekielnie trudnymi rywalami.
Presja ciąży braciom
Dziś rano będzie jeszcze trudniej. Polacy w walce o finał zmierzą się z najlepszą parą świata - amerykańskimi bliźniakami Bobem i Mikiem Bryanami (30 l.).
- Oni od 5 lat zajmują pierwsze miejsce w rankingu, wygrali 49 turniejów, w tym wszystkie wielkoszlemowe. To robi wrażenie, ale... nie boimy się ich - zapowiada Fyrstenberg, któremu w Chinach towarzyszy żona Marta i brat Darek. - Ostatnio z bliźniakami Polacy grali pod koniec października w Paryżu i po raz pierwszy ich pokonali.
- Teraz też ich ogramy - obiecuje Matkowski.
A Wojciech Fibak wierzy w swoich młodszych kolegów po fachu. - Nie mają nic do stracenia - podkreśla. - Zagrają bez presji i tremy, bo to Bryanowie muszą wygrać. Na Marcina i Mariusza nikt nie stawia, ale oni mogą wygrać cały turniej!