Nowa hala sportowa dla Warszawy. Plany są, ale co dalej?

i

Autor: Marcin Bodziachowski/legiakosz.com Łukasz Koszarek w akcji w trakcie półfinałowej serii z Anwilem

Czekają na to... 53 lata! Sensacyjny finał dla Legii? „Czujemy się mocni”

2022-05-09 8:27

Historyczny moment jest na wyciągnięcie ręki. Jeśli w poniedziałek (9.05) w hali na Bemowie koszykarze Legii Warszawa pokonają Anwil Włocławek, po raz pierwszy od ponad pół wieku zagrają w wielkim finale ekstraklasy. – Chcemy jak najszybciej zakończyć tę rywalizację – przekonuje „Super Express” Łukasz Koszarek, kapitan Legii i jedna z najbardziej znanych postaci polskiego basketu. Legia, która w sezonie zasadniczym finiszowała dopiero na 6. miejscu, sensacyjnie prowadzi 2–0 w rywalizacji do trzech zwycięstw.

„Super Express”: – W dwóch meczach półfinałowych na wyjeździe ograliście faworyta. W drugim w otwierającej kwarcie wynik brzmiał 23:3 dla Legii i w hali we Włocławku zaległa cisza. Jak to się robi?

Łukasz Koszarek: – Mocno napędziła nas pierwsza wygrana w półfinale. Bo powiedzieliśmy sobie, że przyjeżdżamy do Włocławka nie po jedno zwycięstwo, lecz od razu po dwa. W play-off wszystko się może zdarzyć i to na Anwilu ciążyła dodatkowa presja po porażce na otwarcie. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek przeciwnik rzucił mojej drużynie 3 pkt w kwarcie. Od razu też jednak wiedziałem, że to mylący wynik, bo rywal zepnie się podwójnie. Nie można ciągle bronić przewagi, zawsze się wkradnie rozluźnienie. Drużyny, które mocno przegrywają, biją się desperacko, jak zwierzęta walczące o życie. Nie ma bezpiecznych przewag.

– Przewaga Legii 2–0 w serii półfinałowej też nie jest bezpieczna?

– Niby dość bezpieczna, ale porażka może spowodować duże szkody, może nawet nieodwracalne. Poza tym jakikolwiek problem, np. z kontuzją któregoś gracza, może odmienić losy tej rywalizacji. Tym bardziej chcemy w poniedziałek zakończyć sprawę.

Dramatyczne wyznanie wybitnego reprezentanta Polski. Przegrywa ze straszną chorobą

Marcin Gortat zawodnikiem amatorskiej ligi w Toruniu. Hit transferowy!

– Jakiego Anwilu spodziewacie się w hali na Bemowie?

– Rzucą na nas wszystko, co mają w zanadrzu. Musimy być gotowi na rozmaite prowokacje, takie jak pod koniec drugiego meczu we Włocławku. Zwycięstwo i każdy rodzaj grania, jaki do niego doprowadzi, rywal weźmie w ciemno.

– W sezonie zasadniczym niewiele wskazywało, że Legia może być tak blisko finału. Co się wydarzyło w play-off?

– Nie mieliśmy pewności, że w ogóle wejdziemy do ósemki. Kiedy w końcu zaklepaliśmy sobie play-off, zeszła presja, wstąpiły w nas dodatkowa energia i motywacja. A w sezonie, kiedy łączyliśmy grę w lidze z pucharami europejskimi, czasem brakowało koncentracji, stąd falowanie formy. Teraz coś „kliknęło” i pewność siebie z każdym meczem rośnie. Czujemy się dużo mocniejsi niż w rundzie regularnej.

Mistrzyni olimpijska wciąż siedzi w moskiewskim więzieniu, ale pojawiło się światełko w tunelu

– I nie ma dla Legii rzeczy niemożliwych? Łącznie ze złotem ekstraklasy?

– Entuzjazm jest w ekipie bardzo duży, tyle że może mieć na nas zarówno pozytywny, jak i negatywny wpływ. Wolimy się na razie skupić na trzecim meczu z Anwilem. Jeśli się uda, to na pewno nie poprzestaniemy na radości z awansu do finału, chcemy walczyć o więcej.

– Koszykarska Legia nie grała w nim od bardzo dawna...

– Od 1969 roku, faktycznie kawał czasu. Należy pamiętać o pięknej historii klubu, ale spróbujemy napisać własną.

Sonda
Czy koszykarze Legii zagrają w finale Energa Basket Ligi?
Najnowsze