- Po raz pierwszy od kilkunastu lat mamy szansę coś wreszcie osiągnąć w mistrzostwach, to może być nasz turniej. Choć na sto procent będzie tak, że jeśli dostaniemy baty, to ja zostanę obwołany w Polsce głównym winowajcą - przewidywał Gortat, który tak jak wielu kadrowiczów hurraoptymistycznie podchodził do udziału w ME. Polscy koszykarze szybko zostali sprowadzeni na ziemię, i to wcale nie z najtrudniejszym rywalem w grupie C.
- To sromotna porażka, której nikt nie oczekiwał - mówił na antenie Polsatu środkowy Phoenix Suns. - Niektórych z nas zjadła presja, graliśmy jak zablokowani, nawet nie słyszeliśmy się na parkiecie. Za to Gruzini byli doskonale przygotowani.
Polakom nie wychodziło w pierwszej połowie zupełnie nic, grali jak sparaliżowani. Wypadli fatalnie w ataku, zdołali zdobyć tylko 22 pkt w pierwszych 24 minutach, a przy tym dali poszaleć Gruzinom pod swoim koszem.
Kompletnie nie funkcjonowała twarda obrona mająca być znakiem firmowym zespołu trenera Dirka Bauermanna (56 l.). Rywal robił, co chciał. Grał agresywniej, swobodniej i pewniej. Nie "siedział" nam zupełnie rzut za 3, pierwsze punkty z dalekiego dystansu zdobyliśmy dopiero w 33. minucie. Niemiecki szkoleniowiec szalał przy linii końcowej, ale w grze jego podopiecznych nie można było dostrzec ładu i składu.
- Chciałbym wyjechać ze Słowenii z medalem i jeśli to się powiedzie, będę balował przez trzy tygodnie i nie przyjadę na obóz swojego klubu w NBA - zapowiadał półżartem Gortat, ale przy takiej grze drużyny narodowej jak wczoraj będzie mógł najwyżej upić się z rozpaczy.
- Ten turniej może być jak rollercoaster. - Ale niech kibice będą z nami bez względu na to, czy przeżywamy wzloty, czy upadki - apeluje Łukasz Koszarek (28 l.).