Jak ten czas leci. 9 lat temu pierwszy klub łodzianina - Orlando Magic - zapłacił polskiemu debiutantowi za rok gry zaledwie 427 tysięcy dolarów. Dziś środkowy Washington Wizards jest uznanym koszykarzem ligi zawodowej i dostaje za sezon 28 razy tyle...
Jako weteran z 9-letnim stażem Polak ma prawo do maksymalnej pensji na poziomie 26,5 mln za sezon. Tyle jednak nie dostaje z dwóch powodów: po pierwsze, nie jest supergwiazdą, po drugie, taka kasa jest dostępna dla graczy NBA podpisujących nowe kontrakty dopiero od tego roku. Tymczasem Marcin przedłużał umowę w 2014 r.
5-letni kontrakt z Wizards przewiduje, że w rozgrywkach 2016/17 zarobi 12 mln dolarów, czyli 47,6 mln złotych. W przeliczeniu na jeden mecz (w sezonie zasadniczym gra się 82 spotkania) wychodzi 580 tys. zł, zatem na minutę wypada, bagatela, 12 tysięcy...
Wydaje się, że to gigantyczne pieniądze i tak oczywiście jest, ale jedynie w polskiej skali. W NBA Polak znajduje się dopiero w ósmej dziesiątce najlepiej zarabiających.
- To szaleństwo, ale takie są prawa rynku - skomentował Gortat zawierane latem kontrakty na sporo powyżej 100 mln dolarów (sam ma "tylko" 60 mln za 5 lat). - Nie przejmuję się tym za bardzo. Nie rozmawiamy zresztą w szatni o pieniądzach. Ważne jest to, kim jesteśmy i co robimy. Mam nadzieję, że kiedy skończy mi się obecna umowa, zdołam otrzymać ośmiocyfrową sumę na kolejnej. Moja pensja gracza pierwszej piątki to tyle, ile dziś dostają rezerwowi. Tak to już jest - podsumowuje i teraz myśli tylko o jednym: by zespół "Czarodziejów" z nowym trenerem Scottem Brooksem zapomniał o fatalnej końcówce poprzedniego sezonu i awansował do play-off.
- Wszyscy musimy zasypać tę czarną dziurę, w którą wpadliśmy - mówi Gortat, który na początku sezonu będzie miał sporo roboty, po tym jak jego zmiennik Francuz Ian Mahinmi doznał kontuzji.