W niedzielę na miejscu katastrofy helikoptera Kobe Bryanta służby pojawiły się bardzo szybko. Dość sprawnie zorganizowano także konferencję prasową. Szef ekipy strażaków, Daryl Osby, przekazał na niej przybijającą wiadomość. Wbrew wcześniejszym informacjom o 5 osobach na pokładzie, okazało się, że ofiar było więcej. W maszynie przebywało łącznie 9 osób - 8 pasażerów i pilot. Wśród zmarłych jest nie tylko legendarny koszykarz, lecz także jego 13-letnia córeczka. Sprawa śledztwa przyciąga uwagę mediów. Jennifer Homedy z FBI zapewniła, że jej zespół zrobi wszystko, by wyjaśnić okoliczności feralnego lotu. Zasugerowała, że pogoda i panująca w okolicy gęsta mgła, nie musiała być jedynym czynnikiem przez który teraz płacze całe sportowe środowisko. - Sprawdzimy wszystko - od historii pilota po silniki. Patrzymy na człowieka, maszynę i przyrodę. Pogoda to tylko niewielka część tego - wyraźnie zaznaczyła przedstawicielka FBI.
Funkcjonariusze są przekonani, że pilot musiał mieć zaufanie do własnych umiejętności, skoro sam wystąpił o zgodę na lot w trudnych warunkach. Z informacji przekazanych przez Homedy wynika, że po raz ostatni z wieżą kontaktował się przez rozpaczliwy komunikat związany z walką z aurą. - Około cztery minuty później powiedział, że zwiększa wysokość, by ominąć warstwę chmur. Kiedy zapytano go, co planuje potem zrobić, nie uzyskano już odpowiedzi. Dane radaru wskazują, że wspiął się na wysokość 701 m, a następnie zaczął skręcać w lewo. Ostatni kontakt radiowy miał miejsce ok. godziny 9:45 czasu miejscowego - przekazała przedstawicielka służb, pracujących na sprawą wypadku z udziałem Kobe Bryanta.
Kobe Bryant jest opłakiwany przez sportowych kibiców na całym świecie. Postrzegany był jako jeden z najlepszych zawodników w historii całej koszykówki. Całą swoją karierę spędził w ekipie Los Angeles Lakers, z którą święcił zdobycie aż 5 tytułów mistrza NBA. Profesjonalną karierę zakończył w 2016 roku. Zmarł w wieku 41 lat.