- Drugi srebrny medal mistrzostw świata. Wielkie osiągniecie. Nie do opisania - mówił pełen emocji biegacz RKS Łódź. - A wyobrażam sobie, jak ten bieg wyglądał dla publiczności. Tam szybkie tempo, na przedzie się kotłują, a w tyle snujący się Polak... Trzeba być ośmiusetmetrowcem, żeby to czuć i oszczędzać energię przez większość dystansu - mówił Kszczot i dodał.
- Nijel Amos z Botswany walczył, szarpał, a w takim biegu nie wolno tego robić (na mecie był piaty - red.). A ja biegnąc w tyle myślałem o tym, że tamci się "popalili", że ich już zgina i że czas uwolnić zgromadzoną energię, uderzyć i walczyć o wygraną. Wystarczyło na srebrny medal. Gdyby dystans był o kilka metrów dłuższy... - Zabrakło trochę determinacji - przyznał biegacz.
- Nie doceniłem Bosse'a. Żałuję, że nie zaatakowałem na 180 metrów przed metą, bo to pozwoliłoby mi walczyć o złoto. Trzymałem siły na jeden solidny atak. I na ostatniej prostej mijałem ich jak furmanki. Szkoda że jedna została przede mną. Adam nie kończy jeszcze sezonu. - W domu czeka na mnie na żona i dwa koty. Mój synek Ignacy ma się urodzić pod koniec października. W ciągu najbliższego miesiąca mam jeszcze mnóstwo startów. Nie wiem, czy uda się poprawić rekord Polski (planował to przed sezonem - red.). Pozdrawiam żonkę i dedykuję jej medal. Kocham Cię, Słońce.
Londyn 2017: Ile zarobią medaliści z Polski? Więcej niż na igrzyskach!
Prezydent Andrzej Duda pogratulował Adamowi Kszczotowi i Piotrowi Liskowi [ZDJĘCIA]
MŚ w lekkoatletyce: Polska tuż za PODIUM w klasyfikacji medalowej