- Porażki się zdarzają. Tyle że my od lat utrzymujemy się w światowej czołówce, drużynowo zajmujemy miejsca w okolicach podium, a tymczasem nie słychać głosów pochwalnych - stwierdził Kszczot. I pewnie miał trochę racji. Nasi lekkoatleci przyzwyczaili nas już, że triumfy zdarzały im się przypadkowo, jednostkowo i nie wróżąc niczego dobrego na przyszłość.
Piotr Małachowski złotym medalistą mistrzostw świata! Robert Urbanek trzeci!
Tymczasem w Pekinie pierwszy raz widzieliśmy silną drużynę, która startując w określonych konkurencjach (siłowych, biegi na średnich dystansach, konkurencje techniczne) wygrywała i dawała nadzieje, że to jeszcze nie koniec sukcesów. Ba, wręcz kazała myśleć, że w Rio będzie jeszcze lepiej, bo akurat w Azji nasi sportowcy więcej mieli pecha, niż szczęścia.
Rzut młotem podbije Polskę?
Pytanie tylko, czy przełoży się to na zainteresowanie fanów. Szanując naszych złotych medalistów tak bardzo, jak to tylko możliwe: naprawdę wyobrażacie sobie kiedyś tłumy kibiców na polskich stadionach podczas krajowych mistrzostw w rzucie młotem? Wyobrażacie sobie, że Polacy masowo ruszą do sklepów, by cytując "Czas Surferów": "kupić sobie buty do rzutu młotem"?
Ciekawa perspektywa.