- W pokoju mam trening krwi, a na stadionie - trening tempowy - objaśnia nam Kszczot. - Powietrze w pokoju nastawione jest na wysokość 2000 albo 2500 metrów, a czasami nawet na 3000 metrów. Z każdym kilometrem wysokości zawartość tlenu w powietrzu maleje o dwa procenty. W takiej sytuacji organizm intensywnie produkuje czerwone krwinki, które zwiększają wydolność organizmu. I czuję to.
Usain Bolt ostro o walce z dopingiem: To najgłupsza rzecz, o jakiej słyszałem [WIDEO]
Rok temu po takim treningu Kszczot zdobył złoty medal mistrzostw Europy oraz srebrny w halowych MŚ. W tym roku nagła infekcja w marcu pozbawiła go możliwości walki o trzeci z rzędu tytuł halowego mistrza Europy. Według Kszczota to tylko... lepiej.
- Gdybym wystartował, to przez trzy kolejne dni musiałbym pokonać 800 metrów, co spowodowałoby "odchorowanie" tego startu przez dwa-trzy tygodnie - analizuje. - A tak przygotowania do lata rozpocząłem na wyższym poziomie wydolności. Trener jest zdziwiony, że idzie mi tak lekko. O ile poprzedniej wiosny źle znosiłem pobyt w górach Arizony, to teraz ćwiczyłem swobodnie, a nawet chwilami trener musiał mnie powstrzymywać. Prędkość w nogach powróciła.
Jego rekord życiowy na otwartym stadionie wynosi 1.43,30 min i jest o 0,08 s gorszy od rekordu Polski Pawła Czapiewskiego z roku 2001.
- Wierzę, że w tym roku pobiję rekord Pawła. Inni rywale, nawet rekordzista świata David Rudisha, też powinni się mnie bać. Niech się boją, niech się stresują - mówi z rozbawieniem biegacz RKS Łódź, który kilkanaście dni temu wraz z kolegami zdobył srebrny medal w sztafecie 4x800 m w festiwalu IAAF na Bahamach. - Nie pozostaje mi nic innego, jak dowieść, że przesądy co do wyższości biegaczy czarnoskórych nie przystają do rzeczywistości.