Robert Korzeniowski był przez lata jednym z najwybitniejszych polskich sportowców. Cztery razy zdobywał złoto olimpijskie w chodzie - w 1996 roku w Atlancie (50 km), dwa razy w 2000 w Sydney (20 i 50 km) oraz w 2004 roku w Atenach (50 km). Do tego dołożył trzy tytuły mistrza świata i dwa mistrza Europy. Ale jeszcze przed tymi wielkimi sukcesami bardzo poważnie chorował i niewiele brakowało, a w ogóle nie rozpocząłby swojej usłanej nagrodami kariery.
Korzeniowski w mocnym wywiadzie z portalem Sportowefakty.wp.pl przyznał bowiem, że w młodzieńczych latach był nawet... bliski śmierci - Jako nastolatek ciężko chorowałem i leczyłem się w sanatoriach. Wyjście na trening, dla reszty coś normalnego, było dla mnie nagrodą. Wtedy rzeczywiście działałem na przekór - wbrew chorobie chciałem cieszyć się życiem. Nie wiedziałem, że mogę ciężko pracować i kiedy okazywało się, że jednak daję radę, bardzo to doceniałem. Wszyscy wokół dawali mi same zakazy - powiedział.
- To była choroba reumatyczna. Wynik często powtarzających się angin. Dochodziło do zakażeń bakteryjnych, które atakowały mi stawy. Raz trafiłem do szpitala z temperaturą 41,8. Byłem na granicy śmierci. W szkole miałem mnóstwo nieobecności, zawsze byłem tym słabszym, gorszym, nie mogłem robić tego, co inni. Nigdy się z tym nie pogodziłem i nigdy nie zaakceptowałem. Uznawałem fakty medyczne, jednak sam siebie postrzegałem inaczej. Lepiej. Uważałem, że mogę bardziej. Byłem zachwycony, kiedy zapisałem się na pierwsze treningi. Kiedy wystartowałem w pierwszych zawodach klubowych, nie zastanawiałem się nad ograniczeniami - dodał.