Swoboda jeszcze w poprzednim sezonie była gwiazdą. Na igrzyska pojechała się uczyć. Mimo to zachwycała. Miała wszystko. Entuzjazm, popularność i wielki talent. Zabrakło jej tylko jednego - determinacji. Treningów. Po tegorocznych niepowodzeniach nie próbowała tłumaczyć się kontuzjami czy problemami prywatnymi.
Ot, w jej stylu. Powiedziała prawdę. Wyszło... dziwnie. Sympatycznie - no bo kto nie lubi szczerego do bólu sportowca? - i zarazem strasznie. Bo trudno sobie wyobrazić, że taki sportowy talent sam sobie ustala - gdzie był trener? - harmonogram treningów.
- Zabrakło mi czterech tygodni treningów przed sezonem letnim, podobne problemy były przed halowym. Musiałam wziąć trochę wolnego, pojechać na wakacje, zrobić tatuaż. Teraz już wiem, że trzeba takie rzeczy robić inaczej. - to teza numer 1. I druga, absolutny hit: - Trochę mnie przybyło. Przed mistrzostwami w Bydgoszczy schudłam trzy kilogramy, by nagle przytyć o dwa. Nie wiem, co się stało. Może zadziałał stres, może jedzenie w Spale. Do McDonalda już przecież nie chodzę. Możliwe, że muszę ograniczyć RedBulle, bo mają dużo cukru.
Brak treningów, miesięczne wakacje, tatuaż. Nadwaga. Tak, to na pewno były te Red Bulle.