„Super Express”: - Co jest w tej chwili dla pani zajęciem numer jeden?
- Na pierwszym miejscu zdecydowanie jest dziecko. Chcę poświęcać córce jak najwięcej czasu. Trening schodzi na drugi plan. Nie mam też możliwości pełnej regeneracji organizmu po ćwiczeniach.
- Czy przyjemność skakania jest równie mocna jak przed przerwą?
- Jest tak samo ogromna, jak wtedy. I cieszę się, że ją odczuwam. Przezwyciężyłam stres, jakiego doznałam w pierwszym występie A w drugim poczułam, że znów mogę skakać wysoko. Chciałabym jak najszybciej (śmiech).
- W sportach wytrzymałościowych zawodniczki po macierzyństwie nabierają dodatkowych sił…
- One tak, ja zaś w swojej specjalności żadnych dodatkowych sił fizycznych nie dostrzegam. Tyle że dziecko jest dla mnie motywacją. Szybko wraca mi technika skakania, sprężystość ruchów. Mam bardzo dobre wyniki testów sprawnościowych. Ale trening siłowy idzie jak po grudzie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudny będzie powrót.
- Czuje się pani bezsilna widząc rywalki skaczące po dwa metry?
- Ależ nie. One trenują cały czas, regenerują się po zawodach czy treningu. A ja nie startowałam od 21 miesięcy. I na razie nie szukam mobilizacji w tym, by im dorównać.
- A zatem plan na ten rok?
- Uzyskać minimum na mistrzostwa świata (wynosi 1,94 m – przyp. red.), a tam powalczyć o czołową ósemkę. A cel na przyszły rok to igrzyska w Tokio.