„SE” - Czy to rozstanie zapowiadało się wcześniej?
- Nie, wynikło niespodziewanie. W chwili odlotu Anity z Kalifornii do kraju, miałem przekonanie, że wróci po tygodniu na zgrupowanie. Planowo miało trwać do 22 marca.
- Jakie przyczyny zatrzymały pana w Kalifornii?
- Jedyną przyczyną, że postanowiłem nie wracać z USA, jest dbałość o bezpieczeństwo mojej rodziny. Żona, która jest ze mną w USA, jest w ciąży. Niedługo będzie poród. W sytuacji pandemii mogłaby się zarazić podczas podróży. Lekarka, która prowadzi żonę, potwierdziła nasze obawy nie rekomendując tak długiej podróży. W USA jest też mój synek. Żona sama by sobie nie poradziła. Decyzja mogła być tylko jedna. Nie będę ryzykował zdrowia i życia mojej rodziny.
- A nie stracił Pan nadziei na olimpijski sukces podopiecznej z powodu jej kłopotów zdrowotnych?
- Nigdy nie straciłem wiary w Anitę. Nie z takich kłopotów wychodziliśmy. W 2010 i 2011 roku mieliśmy większe problemy, Anita miała kontuzję kręgosłupa. Przetrwaliśmy to, a później było pasmo sukcesów.
- Czy realne wydawało się panu prowadzenie zawodniczki zdalnie?
- W obecnych okolicznościach - tak. Anita musi się rehabilitować, żeby odzyskała pełną sprawność do treningu, która się wiąże z redukcją wagi oraz odbudowaniem masy mięśniowej i tchnięciem w mięśnie odpowiedniego tonusu. Zajęłoby to około trzech miesięcy, a jest to praca głównie dla rehabilitanta. To bardzo istotne, gdyż daje gwarancję, że kolano będzie miało dużo lżej, gdy Anita wejdzie w trening siłowy oraz techniczny. Podobną sytuację mieliśmy w roku 2011: to ja miałem operację i byłem wyłączony ze szkolenia Anity dwa miesiące w okresie przygotowawczym przed igrzyskami w Londynie. Jakoś udało się wszystko poskładać, a Anita stanęła na podium.
- Ostatni wasz duży sukces miał miejsce w roku 2018… Czy coś się nie wypaliło?
- Wszystkie decyzje były przemyślane i nieuniknione. Dbałość o przygotowanie Anity do igrzysk była głównym powodem decyzji o operacji kolana w 2019 roku. Dlatego niemożliwy był start na MŚ. A stosunki między nami były tak jak w poprzednich latach, rozumieliśmy to obydwoje.
- A może miał pan propozycję innej pracy, która przeszkadzałaby w prowadzeniu Anity?
- Raczej przeciwnie. Moja współpraca z Katarem zakończyła się m. in. dlatego, że chcieli, abym dłużej przebywał w Dausze, a mój plan szkolenia tego nie przewidywał. Nie było problemem wybrać wtedy, kogo chcę trenować. Z punktu widzenia finansowego wszyscy się pukali w głowę... To też jest odpowiedź co do wiary w zawodniczkę. Dzisiaj jestem bezrobotnym trenerem. Ale w obecnej sytuacji trzeba bardziej uważać na zdrowie, niż szukać pracy.
https://sport.se.pl/lekkoatletyka/krzysztof-kaliszewski-nadal-wierzy-w-anite-wlodarczyk-duet-rozstal-sie-po-10-latach-aa-3QJ7-Ay14-UzHA.html?preview=qySLzC9GbcDCVJeIPj9g7ps4ffX0a4fsl8v4m4s3bZQ%3D