„Super Express”: - Czy to odpowiedni wiek na zmianę dystansu?
Marcin Lewandowski: - Według mnie dla „półtoraczka” idealny jest wiek od 28 do 33 lat. Owszem, polska mentalność jest taka, by w tym wieku wysyłać na emeryturę. Ale nie w moim przypadku Od lat mój brat i trener Tomek Lewandowski mądrze prowadził trening, dzięki temu nie mam skłonności do kontuzji i teraz spodziewam się szczytu formy. Powinien przyjść na igrzyska 2020 w Tokio.
- Na dłuższym dystansie większa jest konkurencja ze strony Afrykanów…
- Rzeczywiście jest trudniej. Ale przyszła pora, by biegać „półtoraczka”. Na 800 metrów zdobyłem wiele, a teraz chcę zmian, chcę podjąć nowe wyzwania. Jestem typem „walczaka”. Nie twierdzę, ze już teraz jestem w pełni sił, bo jeszcze się uczę. Na razie uzyskałem życiową formę jak na starty w sezonie halowym.
- Droga do tego wiodła przez Kenię…
- Wróciłem na treningi do Kenii po siedmiu latach przerwy. I czułem się świetnie trenując na wysokości, tam gdzie nie ma nawet stu metrów płaskiego terenu. Może wrócę tam jeszcze w maju, bo warunki się tam poprawiły przez ostatnich kilka lat. Nie było kłopotów żołądkowych czy braku ciepłej wody na kwaterze.
- Nie irytuje pana, że nazwisko Lewandowski jest kojarzone przez kibiców z piłkarzem, a nie z panem?
- Nie, sam kibicuję Robertowi Lewandowskiemu. Piłka nożna jest u nas jakby sportem narodowym, więc Robert jest sławny. Zasłużył sobie na to tym, co wyczynia na boisku, na skalę światową. A ja robię swoje, stoję z boku i czasami nawet pomaga mi to, że oczy kibiców nie są skierowane na mnie.