„Super Express”: - Odszedłby pan ze sportu, gdyby nie stypendium specjalne?- Ależ nie. Przede wszystkim nie chodziło o mnie samego. Mam dochody od sponsorów, stypendium z klubu AZS UMCS Lublin i żołd w wojsku. Dałbym sobie radę i uprawiał sport za swoje. Moje wystąpienie skierowane było ku innym sportowcom. Przecież trenujemy wiele lat i kontuzja nie powinna przekreślać źródła utrzymania.- Zatem ta akcja nie była szantażem wobec PZLA?- Nie chodziło mi, broń Boże, o żadne awantury czy wojnę z kimkolwiek, a jedynie o dobro sportu. Na nikogo się nie obraziłem. Ale cenić się trzeba. Osiemset złotych netto po tylu latach to coś niepoważnego. Cieszę się, że ostatecznie wyszło inaczej. Umowę podpiszę lada dzień.- Wiedział pan o nowelizacji ustawy o sporcie?- Nie miałem pojęcia, że szykuje się coś takiego. Ufam jednak, że mam dobrą intuicję i że nic nie dzieje się bez przyczyny. Cieszę się, że wchodzi w życie przepis, który pomoże innym sportowcom.- Co pan sam zyskuje dzięki niemu?- Nie będzie ograniczeń w zgrupowaniach pod okiem trenera Piotra Rostkowskiego, z którym widywałbym się rzadziej w wariancie za własne pieniądze.- Czy tamto zawirowanie opóźniło przygotowania do startów w roku 2022?- Nic a nic. Skończyłem leczenie i rehabilitację. Naderwany mięsień łydki zagoił się jak na psie. Nie ma śladu. Od dwóch tygodni jestem w pełnym treningu. W przyszłym roku chcę bronić medali mistrzostw świata w hali i na stadionie.

i
Marcin Lewandowski podpisze umowę kadrową. Nie zamierzał odejść z bieżni
Wywołał rozgłos wokół żenującej wysokości stypendium, na jakie pozwalały przepisy. Marcin Lewandowski (34 l.), który z powodu kontuzji nie ukończył startu olimpijskiego w Tokio, dostał propozycję podpisania umowy kadrowej przy stypendium 1150 zł brutto miesięcznie (800 zł netto) jako halowy wicemistrz Europy. Uznał ją za śmieszną. Trafił jednak w moment, gdy Sejm znowelizował ustawę o sporcie. Dzięki temu szef resortu mógł mu przyznać na rok stypendium specjalne w wysokości 3450 zł brutto.