„Super Express”: - Przedłużył pan dystans na stałe czy jeszcze się pan waha?
- Uważam się już w pełni za biegacza na 1500 metrów. Starty na 800 m maja charakter treningowy, są po to, by osiągnąć maksymalna formę na 1500.
- Ale teraz męczyć się trzeba na bieżni dwa razy więcej…
- Także trening pod kątem tego dystansu jest dużo cięższy, a sama konkurencja trudniejsza. Ale przedłużenie dystansu było planowane od dawna. Na pewno nie żałuję. Na 800 m byłem zawodnikiem spełnionym (m. in. mistrz Europy na stadionie i w hali – red.), a lubię się rozwijać, podejmować nowe wyzwania.
- Jest szansa powalczyć o medal igrzysk w Tokio?
- Medal olimpijski to moje marzenie, a będą to ostatnie dla mnie igrzyska. Chciałbym wykorzystać swoją szansę. A jeśli się nie uda… Cóż, sport jest teraz moim sposobem na życie, ale nie jest całym moim życiem.
- Na ile przeszkadzają panu zawirowania wokół kontraktu z PZLA pańskiego brata i trenera?
- Ponad trzy tygodnie jestem bez trenera. Nie będzie to miało jednak wpływu na formę, jeżeli zaraz się skończy. A mam nadzieje, że tak się stanie.
- A jak przyjął pan przyjście do grupy Adama Kszczota, skoro dotąd trenowaliście osobno?
- Teraz staramy się trenować razem. Każdy specjalizuje się w innym dystansie. Nakręcamy się wzajemnie i uzupełniamy. Adam to mój bliski kolega i w każdej sytuacji mogę na niego liczyć. Prywatnie zaliczyliśmy niejedną wspólną imprezę.
- Lewandowski kojarzy się kibicom przede wszystkim z Robertem…
- Nie drażni mnie to. Darzę Roberta wielkim szacunkiem. Osiąga wielkie sukcesy. Zna go cały świat, więc na to zasłużył. Absolutnie mu nie zazdroszczę. A cieszę się, że nazwisko Lewandowski tak często pojawia się w mediach.
- Co chciał pan powiedzieć ludziom wydając teraz książkę „Mój bieg”?
- Miała pokazać piękno sportu jako przygody. Nie została wydana dla zarobku. Sukcesem będzie nie liczba sprzedanych egzemplarzy, lecz to że ktoś pod jej wpływem zacznie uprawiać sport czy choćby aktywność ruchową.