Nowicki jako jedyny z całej stawki przekroczył 80 metrów (dwukrotnie). Jego najlepsza próba to 80,12 m. - Bardzo mnie cieszy, że udało mi się powyżej osiemdziesiątki rzucić. Przyjechałem i zrobiłem swoje. Mogłoby być trochę lepiej technicznie, ale fajnie, że mam złoto. Na radość przyjdzie czas, bo na razie jakoś nie mogę się cieszyć. Ciężka praca przyniosła skutek. Jestem zadowolony przede wszystkim z tego, że te rzuty na 80 metrów stały się regularne. To motywuje do dalszej pracy – podkreśla Nowicki.
To pierwsze złoto młociarza z Podlasia w międzynarodowej imprezie rangi mistrzowskiej. Wcześniej kolekcjonował brązy (igrzyska w Rio, dwukrotnie MŚ – Pekin i Londyn, ME w Amsterdamie). - Bardzo się cieszę, że mi się udało. Szkoda jednak, że nie rzuciłem troszkę więcej. Do ostatniej kolejki nie byłem pewny zwycięstwa. Myślałem szczerze mówiąc, ze Paweł coś dołoży. Nie udało mu się. Może wynikało to z temperatury. Poza tym problemem był przedłużający się konkurs – analizuje.
Nowicki z ogromnym szacunkiem wypowiadał się o srebrnym medaliście, Pawle Fajdku (29 l.). - Dla mnie zawsze Paweł Fajdek będzie tym najlepszym. Jest utytułowanym zawodnikiem, wiele mi do niego brakuje. Bardzo się cieszę, że się zbliżyłem do niego, ale trochę muszę jeszcze popracować – przyznaje.
Dużo bardziej utytułowany Fajdek (potrójny mistrz świata) nie miał szans z Nowickim. Choć jeszcze rok temu rzucał 83,44 metra, co dałoby złoto, we wtorek nie mógł przekroczyć bariery 80 m. 78,69 m wystarczyło do zdobycia srebra. - Chciałem wygrać, ale Wojtek był po prostu lepszy. Fajnie, że to on, a nie ktoś inny. Brakowało energii. Młot mi uciekał, nie miałem siły, żeby z nim powalczyć, poszarpać go. Starałem się zaliczać próby. Tyle mogłem rzucić i nie czuję zawodu. Mam nadzieję, że za rok, w mistrzostwach świata, zamienimy się w Wojtkiem miejscami – uśmiecha się Fajdek.