Super Express: Pan był wówczas daleko. W jakich okolicznościach dowiedział się pan, że córka przyszła na świat?
Patryk Dobek: To były godziny poranne w Tokio, a poinformowała mnie o tym rodzina. Zmotywowało mnie to, a jednocześnie w mojej głowie ucichła cała ta otoczka sportowa, bo zacząłem myśleć o domu i rodzinie. To pomogło, bo zszedł ze mnie stres sportowy. Ale gdy nadchodził moment startu, koncentrowałem się i myślałem tylko o swojej pracy.
- W jaki sposób w ciągu niespełna roku nauczył się pan biegać na 800 metrów, gdzie jest dużo taktyki, czasami walki na łokcie? Na 400 m przez płotki każdy biegnie po swoim torze.
- To kwestia wytrenowania i doświadczenia. Jakoś udało mi się opanować te elementy w ciągu niespełna sezonu, a w następnych będę chciał pogłębiać i nabywać doświadczenia, bo głównie o to chodzi na tym dystansie. Chciałem biegać na 800 metrów i dlatego trafiłem do trenera Zbigniewa Króla, co okazało się świetnym pociągnięciem.
- Kilkakrotnie było widać, że gdy biegnie pan na wewnętrznym torze, to rywale jakby ...rozstępowali się przed panem.
- Nie wiem do końca, dlaczego tak się działo. Na pewno trzeba być bardzo uważnym. Podstawą jest dobre przygotowanie, i jeśli jestem w dobrej dyspozycji, to widzi się wszystko, co się dzieje na bieżni i można reagować. W przeciwnym razie jest ciężko.
- Po długim pobycie w Japonii, żona i córka Sofia pewnie chcą mieć męża i tatę przy sobie?
- No i mają mnie. Wyjeżdżam wprawdzie na spotkania z kibicami i do jednostki wojskowej, ale to moje obowiązki, bo jestem żołnierzem w CWZS. Żona i jej rodzice są rodziną sportową i rozumieją to. Wszyscy uprawiali sport, żyją nim, a ja akurat się w to wkleiłem i wpasowałem.
Kryscina Cimanouska nie wychodzi sama z domu. W Polsce porusza się z ochroną