"SE": - Jak znosi pan to, że złoty medal jest wciskany panu na szyję?
Paweł Fajdek: - W obecnej sytuacji nie może być inaczej. Każdy oczekuję, że zrobię to, co. powinienem. Nie przeszkadza mi to szczególnie. Nie powtarzam sobie, że będę mistrzem, ale myśleć w ten sposób jednak trzeba. Tak jak Adam Kszczot, który przed rokiem był w takiej formie przed ME w Zurychu, że mówił: "Jadę po złoty medal". I zdobył go. Chcę wykorzystać to, co dał mi ten rok: poziom na świecie spadł, a ja mogę bezpiecznie trenować, nie myśląc, z kim się będę mierzył.
Mistrzostwa świata Pekin 2015: TERMINARZ. Kto z Polaków startuje pierwszego dnia?
- A kto wydaje się najgroźniejszy?
- Jak zwykle Węgier Krisztian Pars. Pewnie rozegra się to między nami. Ale byłoby miło, gdyby ktoś się włączył, bo jak kolegów jest kilku, to jest weselej.
- Nie powtórzy pan błędu z igrzysk w Londynie, gdzie spalił pan wszystkie próby w eliminacjach?
- Teraz jestem mistrzem świata, wicemistrzem Europy, a w najtrudniejszym dla mnie tegorocznym konkursie, na uniwersjadzie, potrafiłem po dwóch próbach nieważnych wykonać w trzeciej rzut dalszy niż wszyscy pozostali. A ponadto mam umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Przykład? W ostatnim roku nauki w technikum spędziłem w szkole tylko 38 dni z powodu rozjazdów, a jednak zaliczyłem wszystkie przedmioty i zdałem maturę.