Fajdek nie upaja się dodatnim tym bilansem.
- Obaj wykonywaliśmy do niedawna ciężki trening, obaj jesteśmy zmęczeni, ale on bardziej. I obaj jesteśmy silni - zaznaczył w rozmowie z „SE”. - Zobaczymy, jak będzie, gdy zaczniemy lżej ćwiczyć i wszystko „składać”. Wtedy moc skacze w górę, a technika… potrafi się popsuć. Miałem już sezony, gdy musiałem „walczyć” z młotem.
Mistrz świata z dużym opóźnieniem zaczął treningi w tym roku. Powodem było zerwanie mięśnia brzuchatego łydki.
- Dopiero od marca mogłem normalnie ćwiczyć – wspomniał. - Wcześniej musiałem podbijać formę unikając ciężkiego treningu. A jednak udało się ją zbudować w sześć tygodni tak, by rzucić 80 metrów. Dużą rolę odegrała zmiana diety. Wzbogaciłem ją zwłaszcza o warzywa i koktajle owocowe. Nie zostałem wegetarianinem, jem mięso, gdy mam na nie ochotę, ale wyrzuciłem z jadłospisu fast foody. Jedzenie ma niesamowity wpływ na funkcjonowanie organizmu. Każdego dnia odczuwam dobre skutki.
Wkrótce czeka go rozgrywka o medale MŚ w Katarze. Temperatura powietrza może być tam wyższa niż podczas igrzysk w Rio, gdzie upał „roztopił” go w olimpijskich eliminacjach.
- W ogóle nie myślę o upale w Katarze i nie mam zamiaru zabierać parasola - zastrzegł. - Stadion mamy klimatyzowany. A rozgrzewać się nie będę na bocznym boisku, tylko schowam się w sali pod dachem. Skupiam się na tym, by bronić tytułu i po to tam jadę.
Na jego lewym ramieniu widnieje tatuaż polskiego orła, wykonany cztery lata temu.
- Mam nadzieję, że ten orzeł wkrótce rozwinie skrzydła i będziemy wysoko latać – powiedział półżartem Paweł Fajdek. - I że limit pecha został wyczerpany.