Linkiewicz popełniła błąd na trzeciej zmianie. Niewyobrażalny. Trudny do wytłumaczenia. Polka poprawnie chwyciła pałeczkę, zaczęła biec i nagle stanęła. Okazało się, że zgubiła pałeczkę, po którą musiała wrócić. Podobnej straty na krótkim dystansie nadrobić nie mogła. Ostatecznie nasze zawodniczki zajęły dopiero siódme miejsce w swoim biegu i z piętnastym czasem nie awansowały do finału.
Po biegu nasza pechowa sportmenka nie kryła rozpaczy. W rozmowie z dziennikarzami rozpłakała się. Nic dziwnego. Jej koleżanki nieoczekiwanie nie miały zamiaru pocieszać swojej partnerki. Więcej - solidarnie zaatakowały naszą reprezentantkę.
Linkiewicz zaatakowana przez koleżanki
- Trudno mi sobie wyobrazić, że pałeczka mogła wypaść. Zawsze mi się wydawało, że trzymam ją z całych sił - to Małgorzata Hołub. Dalej poszła Patrycja Wyciszkiewicz: - Przyjechałyśmy tu po siódme miejsce w finale, nie w eliminacjach. Zazwyczaj pałeczka spada w trakcie zmiany. I jeszcze czwarta do brydża, czyli Justyna Święty: - Myślałam, że powalczymy. Pozostał żal. Jestem zbyt zdenerwowana, by kogoś obwiniać.
Małachowski i Urbanek marzą o medalach!
Cóż, panie jak widać nie do końca zdają sobie sprawę, o co chodzi we współpracy drużynowej. Porażki się zdarzają. Problem w tym, że trudno sobie wyobrazić ponowny start Joanny Linkiewicz w tym samym składzie. Delikatnie rzecz określając - mogłoby zabraknąć w podobnym przypadku tzw. "team spirit".
Najlepsze czasy w półfinałach uzyskały reprezentantki USA, Nigerii oraz Jamajki. Patrząc na czasy uzyskane przez każdy z tych zespołów, paniom Hołub, Wyciszkiewicz i Święty nie pomógłby w walce o medal nawet bezbłędny wyścig. Prędzej rowery.