„Super Express”: - Dwa lata temu zginęły panu tyczki tuż przed startem w mistrzostwach świata. A jak jest teraz?
- Mój sprzęt doleciał w całości. A tyczkarze zawsze się wtedy cieszą, bo różnie z tym bywa w liniach lotniczych - wyjaśnił z uśmiechem Piotr Lisek, który pomimo tamtego incydentu wywalczył w Londynie srebrny medal. - Mój zestaw tyczek pozwala skakać zarówno niżej jak i wysoko. Jeżeli będę ich używał w finale, to pozwolą mi walczyć o medal.
- Czy to dobrze czy źle, że na czele tabeli sezonu zluzował pana Amerykanin Kendricks (6,06)?
- Wolę występować w roli „czarnego konia”. Co prawda rosną naciski na to, żeby zwyciężyć, powtarzają się też wciąż pytania dziennikarzy o wysokość 6 metrów. Ale ja na to nie patrzę. Wiem po co tutaj jestem. Chciałbym wykonać swój plan czyli walczyć o czołową trójkę. Postaram się, by wynik na mistrzostwach był równie imponujący jak wcześniej w sezonie. Nie ma dwóch zdań, że po złoto trzeba będzie skoczyć przynajmniej 6 metrów. Kandydatów jest kilku. Mam nadzieję, że walka będzie zażarta i że ostro będziemy się gryźli.
- Obawia się pan upałów, jakie panują w Katarze?
- Wprawdzie nie lubię ich, bo nie jestem typem, który leżałby na plaży. Ale w ogóle się nie przejmuję warunkami. Tylko słabi mówią o wietrze, gorącu, deszczu czy śniegu.
- W czym jest pan teraz lepszy niż przed rokiem?
- Jestem lepszy, bo jestem ojcem (śmiech). A co do skoków, nie ma jakiejś tajemnicy. Razem z trenerem Marcinem Szczepańskim wzmacniamy ciało i umysł i szukamy rezerw w technice, bo tutaj są centymetry, które jeszcze możemy uwolnić. W tym sezonie cały czas idę do przodu. Pytanie, jak długo jeszcze.
- A jak ojcostwo wpływa na tyczkarza?
- Każdemu polecam. Razem z Olą jesteśmy szczęśliwymi rodzicami. Liliana ma miesiąc, a ja widziałem ją przez tydzień. Na szczęście w dobie internetu mogę to nieco nadrobić dzięki kamerom. Smutno mi jednak, bo chętnie znowu ukołysałbym ją do snu. Przez tydzień moim „niebiańskim” głosem śpiewałem kołysanki, aż moja ukochana żona chciała uciekać. A maleńka takich możliwości nie miała…