- Nawet się nad tym nie zastanawiam, że jestem liderem - mówi "Super Expressowi" Małachowski. - Nie wiem już, ile razy spotykałem się z pytaniem, czy zdobędę złoty medal. Odpowiadałem, co mi ślina na język przyniosła.
Sam jednak już na poważnie uważa, że ma realne szanse walczyć o tytuł mistrza olimpijskiego. - Największym moim rywalem w Rio będę ja sam - ocenia. - Jeżeli nie przegram ze stresem i ambicjami, to wszystko będzie dobrze. Co do konkurentów, to aż dwunastu mieści się w odległości półtora metra za mną: bracia Hartingowie, Belg Milanov, Estończyk Kanter. A nieco za nimi mój treningowy partner Robert Urbanek.
Ból nogi, który pojawił się wiosną, już mu nie dokucza. - Zniknął dzięki ćwiczeniom rehabilitacyjnym, fizjoterapeutom i rozciąganiu nogi przed treningiem - mówi z satysfakcją.
W wiosce olimpijskiej Małachowski dzieli pokój tradycyjnie z dwukrotnym mistrzem olimpijskim w kuli Tomaszem Majewskim.
- Jakoś to przeżyję - obiecuje z przymrużeniem oka. - Lubimy się i przyjaźnimy od lat. Potencjał mieszkańców naszego olimpijskiego pokoju oceniam na dwa medale.