- Stoczyłyście pasjonujący bój o złoto z Brytyjkami. Jaka była taktyka?
Magdalena Fularczyk-Kozłowska: - Taktyka była taka jak zawsze. Pójść mocno pięćsetkę i nie tracić kontaktu z czołówką. Potem miałyśmy przejść na naszą jazdę i tak zrobiłyśmy. Tym razem nie udało się odpłynąć tak jak zawsze. Cały czas było kulka w kulkę z Brytyjkami, niesamowita walka. Ale ani na moment nie zwątpiłyśmy. Wiedziałyśmy, że to jest nasz czas i nasze miejsce. 200 metrów przed metą krzyknęłam "Jedziemy!". Już je wtedy miałyśmy.
Natalia Madaj: Znamy Brytyjki i wiedziałyśmy, że wypalą od razu do przodu. Bywało już tak, że szły mocno, ale w końcu puszczały i pękały. Wierzyłyśmy, że teraz też pękną. I pękły. Pogubiły się, może też trochę spanikowały, jak mocno pod koniec ruszyłyśmy, gdy był już "żuraw".
- Żuraw?
Magda: - Żuraw wziął się z mistrzostw Europy w Belgradzie, gdzie tor był kiepsko oznakowany. Kilkaset metrów przed metą stał taki żuraw, z którego się skakało na bungee. Gdy miałyśmy przyśpieszyć, krzyczałyśmy więc "żuraw". I tak już u nas zostało. Ruszamy wcześniej niż inne dziewczyny, żeby je zaskoczyć i wybić im z głowy myśl, że mogą się z nami ścigać. Choć teraz Brytyjki nas zaskoczyły. Długo się trzymały.
- Prywatnie bardzo się różnicie? Po brązie w Londynie mówiła pani, że z Julią Michalską (była partnerka) jesteście jak ogień i woda.
Magda: - Nie chcę tego porównywać, ale powiem, ze z Natalią bardzo mocno się uzupełniamy. Kiedy trzeba, to ona przejmuje stery, a innym razem to ja tupnę nogą. Nie ma u nas liderki. Nie musiałyśmy siebie pilnować, tylko jedna drugą nakręcały treningowo. Jak któraś była mocniejsza na ergometrze czy siłowni, to druga od razu chciała jej dorównać. Trochę nieświadomie rywalizowaliśmy ze sobą. A charaktery? Ja jestem pesymistką. Za to Natalia wszystko widzi przez różowe okulary i ciągnie mnie za sobą.
- Czym jest to złoto oprócz spełnienia marzeń?
Magda: Teoretycznie po Londynie miałam medal, więc już nic nie musiałam. Ale chciałam więcej. Marzyłam o złocie i mam je. Jestem niesamowicie szczęśliwa, ale też strasznie zmęczona. Zawsze dużo gadam, ale teraz nie wiem co powiedzieć.
Natalia: Dla mnie to najlepsze co mogło mi się przytrafić. Ten złoty medal bije na głowę wszystkie sukcesy, nic się nie liczy poza tym krążkiem, który mam na szyi. Jesteśmy z Magdą spełnione, nasza ciężka praca została nagrodzona. Zawsze jak startowałyśmy to figura Chrystusa była odsłonięta. Dla mnie to było bardzo ważne. Czułam, że czuwa nad nami. Czasami na treningach przez chmury nie było go widać, ale w czasie startów był tam i patrzył. Teraz też.
- Komu ten medal dedykujecie?
Natalia: Nam samym! Ten medal jest dla nas!
Magda: Tak, ten medal to nagroda za naszą pracę i upór. Ja trenuję wioślarstwo 16 lat
Natalia: A ja 13.
Magda: No właśnie. Wypracowałyśmy to złoto uporem, konsekwencją. Nie jesteśmy ani wysokie ani wielkie. Mi to nawet wioślarstwo chcieli z tego powodu wybić z głowy. Jesteśmy drobne, ale pokazałyśmy, że te dwa małe "duracellki" potrafią wiosłować. Udowodniłyśmy tym niedowiarkom, że wioślarstwo jest dla każdego i nie liczą się warunki, ale ciężka praca, konsekwencja i motywacja. W czasie tego finałowego wyścigu było bardzo mocno pod wiatr, a my mamy po 173 cm wzrostu, ważymy po 68 kg. Na podium widać to było, jak stałyśmy przy Brytyjkach, a pod wiatr takim dużym dziewczynom jest zawsze łatwiej. Ale powiedziałyśmy sobie, że nie boimy się tych warunków. Chciałyśmy tylko, żeby było sprawiedliwie.
- Powiedziałyście, że czujecie się spełnione. Czyli o więcej np. w Tokio nie powalczycie?
Magda: Dajcie nam się nacieszyć! Nie chcemy teraz myśleć co będzie po Rio. Kurczę, jesteśmy w Rio i dopiero co zdobyłyśmy złote medale. Jeszcze to do mnie dochodzi.
- Wioślarski trening to ogromne wyrzeczenia...
Natalia: Długo można o tym opowiadać.
Magda: Tych wyrzeczeń jest cholernie dużo. Blisko 300 dni w roku spędzamy poza domem, z dala od rodzin. Ja akurat mam ten komfort, że od dwóch lat jeżdżę z mężem (trener Michał Kozłowski, red.), ale Natalia swojego "Tygrysa" nie może mieć ze sobą. Normalne życie nam ucieka, nie znamy innego poza walizkami, hotelami i obozami treningowymi. Dużo tych wyrzeczeń, ale dziś mogę powiedzieć, że było warto. Co z tego że nie było mnie tyle w domu i niekiedy leżałam płasko, wszystko mnie bolało i myślałam, że już się nie nadaję do sportu?
- O jakim "Tygrysie" Natalii pani wspomniała?
Natalia: Chodzi o moją drugą połówkę - Arka (śmiech). Pozdrawiam go serdecznie i całuję! Ciężko jest bez niego wytrzymać, ale zawsze mnie wspiera, nigdy mnie nie demotywował. Zaraz po wyścigu dzwonił i gratulował. Też bardzo to przeżywał.
Magda: Duży szacunek dla Arka, bo on nie jest wyczynowym sportowcem, jest spoza tego świata. Pozwalał Natalii na wyjazdy i ją wspierał. Dzięki Arek! (śmiech)
- W Rio zostajecie do 16 sierpnia. Teraz będziecie zwiedzać?
Magda: Ja chcę się poopalać! (śmiech)
Natalia: Wyścigi wioślarskie jeszcze się nie skończyły, chcemy kibicować. A na zwiedzanie też przyjdzie czas. Na pewno Copacabana, pomnik Chrystusa też chciałabym z bliska zobaczyć
Magda: Będziemy tez wspierać polskich sportowców z innych dyscyplin. Mamy nadzieje, że te sukcesy wioślarek uskrzydlą naszą reprezentację. Cały czas jestem na łączach z Anitą Włodarczyk. Zapaśniczka Agnieszka Wieszczek przywiozła nam z Polski kabanosy, żebyśmy mocy nie straciły. Dużo ludzi z kadry nam kibicowało. Usłyszałam nawet taki tekst, że bez złota wioska jest dla nas zamknięta. Na szczęście mogliśmy spokojnie wrócić.
- Koledzy z reprezentacji chyba was powinni na rękach nosić.
Magda: Nie trzeba.
Natalia: Niech się nie obciążają przed startami.
- Coś sobie teraz kupicie z okazji sukcesu?
Natalia: Na pewno!
Magda: Obiecałyśmy sobie już przed igrzyskami, że coś sobie kupimy. A co? To już niech zostanie między nami.