"Super Express": - W Kenii będziesz trenowała pierwszy raz. Skąd ten wybór?
Sofia Ennaoui: - Miałam dwie propozycje - obóz w amerykańskim ośrodku w Albuquerque lub w kenijskim Iten. Uznałam, że lepszy będzie trening na wysokości 2400 m w Kenii, co powinno być dla mnie dodatkowym bodźcem. Coraz większą uwagę zwracam też na odżywianie i liczę, że w Kenii znajdę dużo zdrowsze jedzenie niż w USA.
- Masz złe doświadczenia z Ameryki?
- Tak. W 2014 roku pojechałam na mistrzostwa świata juniorów do Eugene z szansami na medal, ale coś było nie tak. Nie odpowiadało mi jedzenie, które w USA jest bardzo mocno przetworzone i kompletnie inne niż w Europie. W moim przypadku miało to wpływ na regenerację organizmu, były problemy ze snem. W Kenii wszystko się kręci wokół biegania, włącznie z tym, co jedzą tam trenujący biegacze. Poza tym w Albuquerque ścieżki dla biegaczy są asfaltowe, głównie pod kątem maratończyków. Ja wolę w tym okresie trenować na bardziej miękkim podłożu i w pofałdowanym terenie, jak w Kenii.
- Jesteś w stanie zbliżyć się do najlepszych na świecie? Od mistrzyni olimpijskiej Kenijki Faith Kipyegon dzieli cię 5 sekund, a od słynnej Genzebe Dibaby 11 sekund.
- Liczę na to, jadąc w góry na4 tygodnie. Wielu mówi, że ze względu na wysokość treningi są dwa razy trudniejsze, bo oddycha się tam dużo ciężej. Po zejściu na normalne wysokości powinno biegać mi się łatwiej. W górach można poprawić swoje parametry krwi, co dla średniodystansowców jest ważne.
- Mówisz świetnie po polsku, choć urodziłaś się w Maroku. A jak jest ze zrozumieniem i pisownią twojego nazwiska przez Polaków?
- Jestem zawsze na to przygotowana i w urzędzie daję dowód osobisty, żeby nie sprawiać nikomu problemów. Z reguły chodzę do tych samych instytucji, więc stopniowo przyzwyczajają się do mojego nazwiska.