Biorąc pod uwagę dorobek obu zespołów w sześciu ostatnich kolejkach, faworyt spotkania był jeden. Właśnie od sześciu meczów trwała bowiem niemoc Górnika (trzy remisy i trzy porażki), tymczasem Śląsk w tym okresie wywalczył aż 10 punktów. I to ten dorobek dawał jednej z klubowych legend, Tadeuszowi Pawłowskiemu, nadzieję na to, że można jeszcze ocalić ekstraklasę dla Wrocławia.
Na Arenie Zabrze, zwłaszcza w 1. połowie – pomijając dwie akcje prawą stroną, zakończone centrami Jose Pozo oraz Jehora Macenki, a zmarnowane popisowo przez Arnaua Ortiza i Assada Al-Hamlawiego – trudno było jednak dostrzec zespół ludzi zdeterminowanych i wierzących w powodzenie misji „zwycięstwo i utrzymanie”.
„Górnicy” z kolei, znów pchani do przodu przez blisko 40-letniego Lukasa Podolskiego, który – jak powiada – „zawsze wychodzi na boisko, by wygrywać”, chcieli przełamać wspomnianą wcześniej passę gier bez wygranej, no i zafundować pierwsze zwycięstwo trenerowi Piotrowi Gierczakowi. Taofeek Ismaheel, potem Luka Zahović, wreszcie Dominik Sarapata – wszyscy oni ostro egzaminowali Rafała Leszczyńskiego.
Jaśniej nie można było tego powiedzieć. Lukas Podolski wprost o kupnie Górnika
Bramkarz Śląska w tych momentach stawał na wysokości zadania. Bezradny – bo zasłonięty i bez szans na reakcję – okazał się jednak w 15. minucie. Erik Janża – głodny gry po trzytygodniowej pauzie za „podsłuchaną rozmowę” po meczu w Lubinie – po rzucie rożnym perfekcyjnie uderzył zza linii pola karnego, dając Górnikowi prowadzenie.
Kibice gospodarzy w przerwie nie do końca jednak pewni byli finalnego sukcesu. „Górnicy” przecież tej wiosny prowadzili już przecież i z Legią, i z Zagłębiem, by po zmianie stron dać sobie wydrzeć punkty. Nie szczędzili więc gardeł, by wesprzeć ulubieńców, ale dreszcz niepokoju niejednemu z nich pełzał po kręgosłupie…
Otwarcie kebaba Lukasa Podolskiego w Zabrzu już w sobotę. Zajrzeliśmy do środka i mamy zdjęcia
Nie były to uczucia nieuzasadnione. Już w pierwszym kwadransie po przerwie Filip Majchrowicz musiał „nurkować” pod nogi Mateusza Żukowskiego, a chwilę potem z niepokojem śledził piłkę uderzoną głową przez Piotra Samca-Talara: na szczęście dla gospodarzy, spadła na siatkę.
„Górnicy” jednak tym razem – w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej meczów – nie zamierzali całkiem oddawać inicjatywy. Musiał więc Leszczyński znów być czujny: łapał piłkę po rzucie wolnym Pawła Olkowskiego i po „główce” Zahovicia (cóż za podanie Podolskiego). W odpowiedzi - już po minięciu golkipera gospodarzy! - Samiec-Talar miast do siatki, posłał piłkę w słupek!
Ta sytuacja chwilę później zemściła się na gościach! Szybką kontrę gospodarzy wykończył – zdobywając swego pierwszego gola w ekstraklasie – 17-letni Dominik Sarapata! Choć jak mawiał były selekcjoner Biało-Czerwonych, „2:0 to niebezpieczny wynik”, zabrzanie nie dali już sobie zrobić krzywdy i prowadzenie dowieźli do końca. Przełamali w ten sposób fatalną passę. Rywalom pozostaje zaś wyłącznie… liczenie na cud.
Górnik Zabrze – Śląsk Wrocław 2:0 (1:0)
1:0 Janża 15. min, 2:0 Sarapata 77. min
Sędziował: Szymon Marciniak. Widzów: 13428.
Górnik: Majchrowicz – Kmet Ż (46. Olkowski), Janicki, Szcześniak, Janża – Ambros (64. Lukoszek), Sarapata (86. Liseth), Hellebrand, Ismaheel – Podolski (86. Bakis) – Zahović (79. Sow)
Śląsk: Leszczyński – Macenko (65. Guercio), Szota, Petkow, Llinares – Żukowski (79. Szarabura), Jezierski Ż (71. Ince), Samiec-Talar, Pozo, Ortiz (79. Udahl) – Al-Hamlawi
