Ta informacja wstrząsnęła całą polską reprezentacją olimpijską. Krótko po przylocie do Rio de Janeiro tegoroczny mistrz Europy w kategorii 94 km udał się na kontrolę antydopingową. Zapewne nie spodziewał się, że wyniki nie będą dla niego pozytywne, a jego przygoda z igrzyskami skończy się zanim zdążyła się rozpocząć. W jego organizmie wykryto niedozwoloną substancję - nandrolon. Próbka B potwierdziła pierwszy wynik, a zawodnik został wyrzucony z reprezentacji. - Dla mnie jest to jedno wielkie nieporozumienie. Przed samym wyjazdem byliśmy co tydzień badani. I to jest niemożliwe, żeby brat tutaj wpadł na kontroli. Dla mnie jest to niewytłumaczalne. Z tego co nam powiedział kontroler tu na miejscu, to brat musiał zrobić sobie zastrzyk tuż przed wyjazdem. A przecież od dziesięciu lat jeżdżę z nim na zgrupowania, zawsze mieszkamy razem i wszystko robimy razem. I to jest po prostu niemożliwe. Musiałby być skończonym idiotą, by wziąć substancję, która na dodatek działa po 6-8 tygodniach, a utrzymuje się w organizmie do 18 miesięcy. To jest nielogiczne - mówi Adrian Zieliński, który podkreśla, że polskie kontrole antydopingowe należą do jednych z najlepszych na świecie. - Mamy tak dobre maszyny, że w naszym świecie ciężarowym krąży opinia, że jeśli przeszedłeś polską kontrolę, to możesz jechać na każdą kontrolę świata, bo jesteś czysty - kontynuuje sztangista i po chwili emocjonalnie wyznaje. - Nie wiem, to jest trzeci świat po prostu, ta Brazylia. Nie wiemy, jak to jest możliwe, że brat w Polsce jest czysty, a tu jest brudny. Jakim cudem? Ja jestem załamany. Leżę czasami i płaczę. Nawet teraz mi się chce płakać - kończy.
Zapłakany Adrian Zieliński po dyskwalifikacji brata: Brazylia to TRZECI ŚWIAT
Adrian Zieliński nadal nie może uwierzyć w to, co wydarzyło się w Rio de Janeiro. Po przylocie do Brazylii jego brat został poddany badaniu antydopingowemu, które wykazało w jego organiźmie zakazaną substancję. - Dla mnie jest to jedno wielkie nieporozumienie. Musiałby być skończonym idiotą - mówi sztangista.