Chodzi o Andrieja Jeremienkę, opiekującego się między innymi płotkarką Julią Małujewą. Właśnie jej przypadek posłużył za kanwę całej dopingowej wpadki. Arbiter CAS Sylvia Schenk stwierdziła, że „ponad wszelką wątpliwość” Jeremienko zasugerował łapówkę kontrolerowi, który miał zabrać próbkę moczu podopiecznej szkoleniowca. Trener proponował przekupstwo, byle tylko podmienić próbkę na urynę innej osoby.
BIEGANIE. Poluzowanie obostrzeń - CZY MOŻNA BIEGAĆ?
Wszystko wydarzyło się w 2017 roku. Kontrolerzy Rosyjskiej Agencji Antydopingowej spędzili bite siedem godzin na staraniach o pobranie próbki moczu Małujewej. Zawodniczka oddała wreszcie mocz, po czym zaczął się prawdziwy cyrk: próbka wpadła do toalety, gdy lekkoatletka upadła omdlała na podłogę, jak przypuszczano, pozorując jedynie niedyspozycję. Trener Jeremienko natychmiast wezwał pogotowie, robiąc to, jak uważają arbitrzy - „bez wyraźnego powodu”. Małujewą zawieziono do szpitala. Tam szkoleniowiec miał zaoferować łapówkę za dostarczenie fałszywej próbki moczu w miejsce próbki od zawodniczki.
Paryż nie rezygnuje z lekkoatletycznych ME
Pierwotnie Małujewą zdyskwalifikowano na 4 lata, uznając, że w efekcie całej sytuacji nie oddała moczu do badania kontrolerom. Trenera jednak oczyszczono z zarzutów. Odwołanie rozpatrywał CAS i podtrzymał orzeczenie o odsunięciu Małujewej oraz dodatkowo ukarał szkoleniowca.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj