POLSKA - JAPONIA 1:0 (0:0)
Bramki: Jan Bednarek 60
Żółte kartki: Tomoaki Makino
Polska: Fabiański - Bereszyński, Glik, Bednarek, Jędrzejczyk - Krychowiak, Góralski - Kurzawa (79. Peszko), Zieliński (79. Teodorczyk), Grosicki - Lewandowski
Japonia: Kawashima - Sakai, Yoshida, Makino, Nagatomo - Yamaguchi, Shibasaki - Sakai, Okazaki (47. Osako), Usami (65. Inui) - Muto (82. Hasebe)
Mecz z Japonią był dla Polaków szansą, by zmazać plamę, jaką dali w dwóch pierwszych spotkaniach. Na mundialach w 2002 czy 2006 roku udawało się zgarnąć trzy punkty w ostatnich kolejkach faz grupowych, choć szans na awans już nie było, dlatego po cichu liczyliśmy, że i tym razem się to uda.
Japończycy po dwóch starciach na koncie mieli cztery punkty, a wyniki pozostałych spotkań powodowały, że nie musieli wygrać, a do osiągnięcia etapu 1/8 finału potrzebowali zaledwie remisu. A i tak w pierwszej połowie byli o klasę lepsi od biało-czerwonych i stworzyli sobie więcej groźnych sytuacji bramkowych.
Niestety choć Adam Nawałka zamieszał w składzie - wystawił m.in. Artura Jędrzejczyka czy Rafała Kurzawę - to nie udało mu się w kilka dni zmienić nastawienia swoich zawodników i ich przygotowania fizycznego. Ci już po kilku minutach wyglądali, jakby nie mieli siły biegać. Albo po prostu nie chcieli, ale na jedno wychodziło. Bo po prostu CZŁAPALI po boisku!
Gdy piłka trafiała do środkowych obrońców, jedyną nadzieją było rozgrywanie jej między sobą, lub dalekie wybicie w kierunku Roberta Lewandowskiego, bo nikt nie pokazywał się do podania. Schowany był ten, który miał być głównym reżyserem gry naszej drużyny - Piotr Zieliński. Aktywny w odbiorze Jacek Góralski też bardziej uciekał od futbolówki, niż o nią prosił, a jedynym, który w tej materii próbował coś zmienić, był Grzegorz Krychowiak.
Między linią obrony a pomocy były ogromne dziury, co wykorzystywali Japończycy. Bardzo łatwo wchodzili w strefę 20-40 metrów od bramki Łukasza Fabiańskiego i te ogromne przestrzenie wykorzystywali do strzałów z dystansu. Na szczęście nowy golkiper West Hamu był czujny i w zaledwie 18 minut obronił więcej uderzeń niż... Wojciech Szczęsny w całych dwóch poprzednich spotkaniach.
Pierwsza połowa była w wykonaniu biało-czerwonych dramatyczna. Jedynymi pozytywami były strzał główką Kamila Grosickiego obroniony przez bramkarza oraz fakt, że pierwszy raz na tym turnieju (!) nie przegrywaliśmy do przerwy. Ale marne to pocieszenie, skoro gra wyglądała jak wyglądała. I szczerze mówiąc przed drugą częścią gry nie mieliśmy nadziei na poprawę.
Zresztą boisko pokazało, że całkiem słusznie. Znów nie szło nam w rozegraniu, a gdy kontrowaliśmy, brakowało celności i chłodnej głowy. Nasi zawodnicy popełniali głupie i niewymuszone błędy w pozornie niegroźnych sytuacjach. A to złe podanie do kolegi, a to beznadziejnie przyjęcie w środku pola. Ale w końcu wyszło nam to, nad czym rzekomo długo pracowaliśmy na treningach - stały fragment. Do stojącej piłki podszedł Rafał Kurzawa i dośrodkował idealnie. Japończycy zaspali w swoim polu karnym i nie upilnowali Jana Bednarka, który już w Southampton pokazał, że w tej strefie boiska potrafi być skuteczny. I potwierdził to na mundialu trafiając do siatki!
Japończycy musieli rzucić się do ataku, bo im taki wynik nic nie dawał. A my tylko czekaliśmy na kontry, w których pierwsze skrzypce odgrywał Kamil Grosicki. Co prawda w jednej z akcji niedokładnie podał do Piotra Zielińskiego, ale jaki czas później idealnie odnalazł Roberta Lewandowskiego, który jednak nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji.
Co najciekawsze niedługo później gola w swoim meczu strzeliła Kolumbia, a to oznaczało, że Japonia może awansować nawet mimo porażki. Miała bowiem tyle samo punktów co Senegal, taki sam bilans bramkowy, ale... mniej kartek. Dlatego ostatnie minuty to bardzo oszczędna i ostrożna gra Samurajów. Biało-czerwoni też nie kwapili się do ataków (albo nie mieli do tego siły). I choć w ostatnich minutach wściekli na takie zachowanie obu drużyn kibice przeraźliwie gwizdali, to wynik się już nie zmienił. A po naszej drużynie - choć wygrała - pozostanie spory niesmak. Tyle było zapowiedzi o walce do końca i zostawieniu na boisku serca, tymczasem Polacy (do spółki z rywalami) dali żenujący pokaz kunktatorstwa. I pod tym względem było to z pewnością jedno z bardziej kuriozalnych spotkań tego mundialu.
WYNIKI NA ŻYWO - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin