Jimmy Durmaz pojawił się na boisku w 74. minucie spotkania. Zmienił zmęczonego Victora Claessona i miał za zadanie tchnąć nowe siły w poczynania defensywne Szwedów. W tamtym momencie na zegarze widniał wynik 1:1, który praktycznie odsyłał do domu mistrzów świata z 2014 roku. Osiem minut później Szymon Marciniak wyrzucił z boiska Jerome'a Boatenga, co jeszcze utrudniło zadanie niemieckiej drużynie narodowej. Do regulaminowego czasu gry polski arbiter dorzucił 300 sekund. W czwartej minucie dodatkowego czasu Jimmy Durmaz dopuścił się faulu blisko bocznej krawędzi pola karnego. Niemcy otrzymali rzut wolny i to właśnie uderzenie z tego stałego fragmentu gry dało naszym zachodnim sąsiadom zwycięstwo, które utrzymuje ich w grze o awans do fazy pucharowej.
Błąd Durmaza był oczywisty. Wszedł na murawę, by pomóc drużynie, a tylko zaprzepaścił jej boiskowy trud. Po końcowym gwizdku do skóry zawodnika dobrali się kibice, a raczej fanatycy. Na jego profilach w mediach społecznościowych pojawiła się lawina negatywnych komentarzy. Część obrażała piłkarza i jego rodzinę. Inne były obrzydliwymi atakami rasistowskimi. Były też takie, które życzyły zawodnikowi śmierci. Według szwedzkich portali, sam 29-latek nie przejmuje się hejtem w Internecie.
Durmaz to piłkarz francuskiej Tuluzy. Prywatnie przyjaźni się z wielkim nieobecnym mistrzostw, czyli Zlatanem Ibrahimoviciem. Kiedyś zorganizował kampanię, która miała zwalczać mobbing w piłkarskich szatniach. Dziś musi stawić czoła nienawiści kibiców.