KOLUMBIA - JAPONIA 1:2 (1:1)
Bramki: Juan Quintero 39 - Shinji Kagawa 6, Yuya Osako 73
Czerwona kartka: Carlos Sanchez (bezpośrednia)
Kolumbia: Ospina - Arias, D. Sanchez, Murillo, Mojica - C. Sanchez, Lerma - Cuadrado (31. Barrios), Quintero (59. Rodriguez), Izquierdo - Falcao
Japonia: Kawashima - Sakai, Yoshida, Shoji, Nagatomo - Hasebe, Shibasaki - Haraguchi, Kagawa, Inui - Osako
Kolumbijczycy byli faworytami starcia z Japonią. Zdaniem kibiców i ekspertów to im - obok Polaków - dawano najwięcej szans na wyjście z grupy, ale już początek starcia z ekipą z Azji okazał się dla nich niezwykle zimnym prysznicem.
Podopieczni Akiry Nishino lepiej zacząć meczu nie mogli. Już w 4. minucie błąd popełniła kolumbijska defensywa. David Ospina zdołał jeszcze wyjść górą z sytuacji sam na sam, ale dobitka Shinjiego Kagawy trafiła w rękę Carlosa Sancheza. Sędzia nie miał wątpliwości - nie tylko odgwizdał rzut karny, ale też pokazał pomocnikowi czerwoną kartkę.
Po chwili Kagawa trafił na 1:0 i wydawało się, że Japończycy mają rywali w garści. Nie dość, że prowadzili, to jeszcze grali w przewadze jednego zawodnika. Mimo to i tak oddali im piłkę, a sami nastawili się na kontry. W pewnym momencie pierwszej połowy taktyka ta przestała jednak działać. Zespół Jose Pekermana zyskiwał coraz większą przewagę, aż w końcu Radamel Falcao wywalczył rzut wolny tuż przed polem karnym.
Pod nieobecność Jamesa Rodrigueza, który tego dnia wyjątkowo zasiadł na ławce rezerwowych, do stojącej piłki podszedł Juan Fernando Quintero. I chyba nikt nie spodziewał się, że rozwiąże tę sytuację w taki sposób. Uderzył lekko, płasko, pod murem, a zaskoczony Eiji Kawashima nie zdążył z interwencją i na przerwę obie drużyny schodziły przy remisie 1:1.
Od początku drugiej połowy to Japończycy panowali na boisku. Kolumbijczycy ustawieni byli na własnej połowie i próbowali swoich szans z kontrataków, ale tych było jak na lekarstwo. "Niebiescy Samurajowie" byli zdyscyplinowani w grze defensywnej i szybko kasowali akcje rywali.
Na brak pracy nie narzekał natomiast Ospina. Bramkarz "Los Cafeteros" skuteczną interwencją popisał się w 55. minucie. W pole karne wpadł Yuya Osako, ładnie obrócił się z rywalem na plecach i z ostrego kąta spróbował pokonać Ospinę. Ten jednak dobrze przesunął się do bliższego słupka i odbił piłkę.
Podobnie było parę minut później. Takahashi Inui chciał zaskoczyć go technicznym strzałem z piętnastu metrów. Japończyk posłał piłkę w długi róg bramki, ale Ospina wyciągnął się jak struna i nie pozwolił wpaść piłce do siatki. Golkiper Arsenalu na skuteczną interwencję nie miał szans w 73. minucie.
Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w wykonaniu Keisuki Hondy na piaty metr, najwyżej w polu karnym wyskoczył Osako. Japończyk skierował piłkę do bramki. Ta, nim wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od słupka. Kolumbijczyków było stać tylko na chwilowy zryw, który nie przyniósł im wyrównania.
Pierwszy mecz w "polskiej" grupie zakończył się więc sporą niespodzianką. Spotkanie z Polską może być dla Kolumbii meczem o wszystko. W najgorszym wypadku, dla polskich kibiców, obie drużyny będą grać o być albo nie na mundialu.