Po porażce w pierwszym meczu z Meksykiem (0:1), Niemcy znaleźli się na musiku. Porażka ze Szwedami eliminowałaby ich z turnieju. Choć na początku spotkania w Soczi mocniej przycisnęli Skandynawów, to ci szybko się otrząsnęli i bardzo groźnie kontrowali. Powinni prowadzić już w 12. minucie, ale Szymon Marciniak nie podyktował karnego za faul Boatenga na Bergu. Powtórki pokazały, że kontakt był, co gorączkowo sygnalizowali Szwedzi. Mimo to polski arbiter (nie korzystając z systemu VAR) nie wskazał na wapno.
Ambitni Szwedzi w końcu dopięli swego i trafili do siatki (Toivonen), a ich kibice śpiewali „Deutschland auf Wiedersehen” (Niemcy, do widzenia). Po przerwie jednak mistrzowie świata szybko strzelili gola an 1:1 (Reus) i dalej cisnęli. Nie spuścili z tonu nawet po czerwonej kartce dla Boatenga. W 5. minucie doliczonego czasu gry genialnym strzałem z dystansu popisał się Toni Kross i niemiecka część trybun w Soczi oszalała ze szczęścia.
- Powiedziałem Toniemu: „spójrz na Szwedów, są wysocy. To nie jest czas, żeby dośrodkowywać. Strzelaj”. A po golu była już tylko czysta ekstaza. Po tak wielu cierpieniach zasłużyliśmy na zwycięstwo – twierdzi Marco Reus, który rozgrywał rzut wolny z Kroosem. Pomocnik Realu Madryt huknął tak mocno, że bramkarz Szwedów nie zdążył z reakcją. Po meczu Kroos narzekał na falę, krytyki, jaka spadła na Niemców po porażce z Meksykiem.
- Byliśmy mocno krytykowani, częściowo w pełni zasłużenie. Wielu ludzi w Niemczech byłoby szczęśliwych, gdybyśmy odpadli, ale jednak ich jeszcze trochę pomęczymy – powiedział poddenerwowany Kroos.