"Super Express": - Nie przesadza pan? Metalurg to przecież najłatwiejszy rywal, na jakiego mogliście trafić.
Mateusz Jachlewski: - Tylko w teorii. O naszym zwycięstwie na wyjeździe zdecydowało ostatnie pięć minut. Wcześniej losy spotkania ważyły się w obie strony. Na Bałkanach jest specyficzna atmosfera, kibice wywierają niesamowitą presję na sędziach. Arbitrzy muszą być naprawdę twardzi, by się jej nie poddać. Pewnie, dobrze, że nie trafiliśmy na Veszprem, Atletico, Barcelonę czy Niemców. W takich derbach Hiszpanii czy Niemiec to dopiero będzie rzeź. Ale nas, szczególnie w pierwszym meczu w Skopje, czeka naprawdę ciężka przeprawa i z zawodnikami, i z kibicami.
- W spotkaniu grupowym fani Metalurga mocno dali się wam we znaki?
- Gdy gospodarzom nie idzie, z trybun na boisko lecą zapalniczki, monety, zakrętki od butelek. Ochrony nie ma prawie żadnej, a kibice z każdą minutą gry nakręcają się coraz bardziej. Kiedy po meczu cieszyliśmy się ze zwycięstwa, zostałem trafiony jakąś pałą w kolano. Tego, który we mnie rzucił tym drągiem, oczywiście nie znaleziono. Teraz też będzie ciekawie.
- W trakcie meczu z Pickiem Szeged trener Bogdan Wenta zapytał: "Zmieniłeś już dilera albo środki, które zażywasz?". O co mu chodziło?
- Mamy na tyle dobry kontakt ze szkoleniowcem, że znamy jego poczucie humoru. Chodziło o to, że w przerwie trener Wenta zapytał, czy jestem zmęczony? Odpowiedziałem, że mam jeszcze wystarczająco dużo energii, siły i adrenaliny, by zabiegać Madziarów. Wtedy zażartował z tym dilerem. To nawet fajne było. Przed spotkaniem z Pickiem byliśmy aż za bardzo naładowani. Momentami brakowało zimnej głowy i dlatego pudłowaliśmy w świetnych sytuacjach. Ale lepiej buzować adrenaliną, niż wyjść na parkiet jak śnięta ryba.
Pary 1/4 finału Ligi Mistrzów
Metalurg Skopje - Vive Targi
Atletico Madryt - Barcelona
THW Kiel - Veszprem
Flensburg-Handewitt - HSV Hamburg
Pierwsze mecze:
pomiędzy 17 a 21 kwietnia.
Rewanże 24-28 kwietnia