"Super Express": - Podobno bardzo pan nie lubi pytania, komu będzie kibicował, gdy dojdzie do bratobójczego starcia o panowanie w Europie?
Eugeniusz Lijewski: - Nienawidzę! Mam być przeciwko jednemu synowi i trzymać kciuki za drugiego?! Chciałbym, żeby obaj awansowali do finału i stoczyli piękny pojedynek. I oczywiście żeby obaj w zdrowiu zeszli z parkietu. Jestem trochę w podobnym położeniu jak pewien kibic HSV, który do Krzyśka (zdobył z tym klubem razem z bratem mistrzostwo Niemiec w 2012 roku - red.) wydzwania o koszulkę Vive. Ponoć jest wielkim fanem obu moich młodych. I podobno chciałby przeciąć na pół trykoty Vive i HSV i je połączyć. Tak samo jest ze mną.
- Bez względu na wynik jeszcze przed pierwszym meczem nazwisko Lijewski zostanie zapisane w annałach światowego szczypiorniaka.
- Jesteśmy z żoną bardzo dumni z chłopaków. To niewiarygodny wyczyn! Weszli na światowy szczyt. Wiadomo, że faworytami półfinałów są ekipy THW Kiel i Barcelony, ale mistrzowie Polski i HSV wcale nie stoją na straconej pozycji. Hamburg dwa razy przegrał w Bundeslidze z Kilonią i po słabszym sezonie ma ostatnią szansę na uratowanie go właśnie poprzez występy w Champions League.
- HSV zadziwia, a jeszcze bardziej Marcin, który szykował się do powrotu do Polski, a tymczasem ostatnio jest regularnie wybierany do siódemek kolejki Ligi Mistrzów.
- Jak rozmawiamy, to się śmieję, że jest jak dobre wino. Im starszy, tym lepszy. Zamknąć go na jakiś czas w piwnicy i będzie mógł grać do pięćdziesiątki (śmiech).
- Z kolei w Kielcach piłkarze Vive modlą się, by Krzyśka coś bolało. Bo jak narzeka na urazy, to potem jest najlepszy na boisku.
- Coś w tym jest (śmiech). Ostatnio skarżył się na uraz kciuka. Teraz trochę się podleczył i na pewno w Kilonii zagra, ale to był dla niego ciężki sezon. Tych urazów było mnóstwo.
- Vive może wygrać Ligę Mistrzów?
- Pewnie że tak! Zespół z przypadku nie zwycięża w 11 meczach z rzędu w tak topowym towarzystwie. Testem był wyjazdowy mecz z Metalurgiem Skopje. Szowinistyczna publiczność, obrotowy, który rzuca piłką w twarz Szmala. Szczypanie, faule, presja rywali. I dali radę! Teraz Barcelona musi wygrać, a Vive może. To ich wielki atut. Mają graczy, którzy są w stanie doprowadzić ich do finału.