Reprezentacja Polski w piłce ręcznej odradzała się w bólach. Raz lepiej, raz gorzej. Czasem kompromitująco. Nasi szczypiorniści w eliminacjach mistrzostw Europy zawiedli oczekiwania fanów i nie zagrają na najważniejszym kontynentalnym turnieju, ale w ostatnich meczach dali powody do optymizmu. Najpierw zremisowali z Serbami 34:34, a w sobotę pokonali Rumunów 32:31. Po meczu, który polscy fani zapamiętają na długo.
Znowu świetnie zagrał Arkadiusz Moryto. Znowu w bramce znakomicie spisał się Mateusz Kornecki. A prawdziwym killerem okazał się Piotr Chrapkowski. Autor decydującej bramki, zdobytej po rzucie z drugiej linii na dosłownie sekundę przed końcem zawodów. Ergo Arena, jak za dawnych czasów, oszalała. Fani przypomnieli się niedawne czasy, gdy polscy szczypiorniści po kolejnych horrorach bili faworyzowanych rywali. I chociaż z tamtej kadry pozostały szczątki, duch zespołu pozostał.
Niestety, są też informacje złe. Naszym nie udało się zrewanżować Rumunom za porażkę w Klużu. Biało-czerwoni, by walczyć o trzecie miejsce w grupie eliminacyjnej, musieli bowiem wygrać pięcioma bramkami. Udało się tylko jedną, chociaż ten scenariusz-marzenie sprawdzał się do przerwy. Nasi prowadzili bowiem po pierwszej połowie 18:13.
Czy to początek pięknej przygody zespołu Piotra Przybeckiego?
Polska - Rumunia 32:31 (18:13)
Polska: Kornecki, Morawski - Sićko, Walczak, Łangowski 4, Genda, Czuwara 2, Szpera, Syprzak 3, Potoczny 1, Moryto 10, Kondratiuk, Bąk, Przybylski 8, Chrapkowski 2, Krajewski 2
Rumunia: Iancu, Popesu - Mocanau 4, Buzle 1, Ramba 1, Grigoras 3, Ghionea 4, Racotea 3, Sadovaec 3, Capota, Sandru 2, Rotaru, Fenici 5, Onyejekwe 4, Pavel, Thalmaier 1