"Super Express": - W Polsce wiele się mówi o kryzysie ekonomicznym, jaki panuje w Hiszpanii...
Mariusz Jurkiewicz: - W telewizji cały czas pojawiają się informacje o recesji i bezrobociu. Jest ciężko, ale Hiszpanie to optymiści. Mimo trudnej sytuacji potrafią cieszyć się życiem.
- Po zakończeniu kontraktu z Atletico wraca pan do Polski czy zostaje w Madrycie?
- Już dawno temu z rodziną zdecydowaliśmy, że nasze miejsce jest w Polsce, więc na pewno wrócimy do kraju.
- Jaka jest różnica między kadrą prowadzoną przez Michaela Bieglera a kadrą Bogdana Wenty?
- Trener Biegler dużo jeździł po Polsce, widział mecze chyba wszystkich drużyn w lidze, stąd w reprezentacji pojawiło się wielu młodych, perspektywicznych graczy. Ale to ciągle ta kadra, za którą się tęskni i na którą chętnie się przyjeżdża. Atmosfera wciąż jest kapitalna. Nie wiem jak inni, ale ja po otrzymaniu powołania odliczam dni do przyjazdu na zgrupowanie. Treningi różnią się tylko pewnymi niuansami, ale w sumie jest tak samo fajnie jak za Wenty.
- Wracacie do Hiszpanii, by zmazać plamę po przegranych w Alicante eliminacjach olimpijskich?
- Olimpiada to przeszłość. Nie możemy rozdrapywać starych ran. To nic nie da.
- Na mundial jedziecie po medale?
- Żeby myśleć o medalach, najpierw trzeba awansować do półfinału. To nowa drużyna, trzeba iść małymi kroczkami, koncentrować się na każdym kolejnym rywalu. Naszym pierwszym przeciwnikiem będzie Białoruś. O niej musimy myśleć. Ja nigdy nie wybiegam myślami zbyt daleko w przyszłość. Niektórzy może marzą nawet o medalu w Rio de Janeiro. A mnie interesuje to, co jest tu i teraz.
- Poprosił pan Świętego Mikołaja o medal mistrzostw świata?
- Nie jestem marzycielem, twardo stąpam po ziemi. Ale przed świętami najczęściej dostawałem życzenia, abyśmy na mistrzostwach powalczyli o medal. Wierzę, że te życzenia się spełnią.