- Trzeba się trzymać podłoża, a nie nosić głowy wysoko w chmurach! Bo inaczej szybko wrócimy do domu - tonował euforię kolegów po rozgromieniu Słowacji 41:24 na mistrzostwach Europy w Serbii. - Tu wszystkie drużyny prezentują wyrównany, wysoki poziom, wygrywa się głową, a nie siłą - argumentował.
Od Wenty nieźle obrywał
Pewności siebie i wiary w swe umiejętności nabył w Atletico, zdobywając z tym klubem mistrzostwo Hiszpanii, dwa krajowe superpuchary, trzecie miejsce w Lidze Mistrzów i klubowych mistrzostwach świata. O pieniądzach wynikających z gry w wielkim Atletico Jurkiewicz nie chce mówić (średnie kontrakty w klubie tej klasy wynoszą ok. 200 tysięcy euro rocznie).
Nie zawsze wychodzi na parkiet w podstawowej siódemce.
- Ale piłka ręczna to nie futbol. Tu możesz wejść na boisko z ławki rezerwowych w 5. minucie meczu i być najlepszym na parkiecie - wyjaśnia.
Początki w polskiej kadrze miał trudne. Był chyba najbardziej krytykowanym zawodnikiem, wielokrotnie dostawał ostre reprymendy od Bogdana Wenty. Ale nigdy się nie obrażał. Takim podejściem oraz zaangażowaniem i pracowitością zdobył poważanie wśród kolegów.
Wśród kolegów nie zadziera nosa
Choć gra w klubie, który jest europejską potęgą, nie zadziera nosa. Dla kolegów z kadry wciąż jest "Kaczką".
- Wyjaśniam, że mój pseudonim nie wziął się ze specyficznego sposobu chodzenia, jak sugerują niektórzy. To pamiątka ze szkoły mistrzostwa sportowego. Tam koledzy najpierw wołali na mnie "Kaczor", a później zostałem "Kaczką" - wyjaśnił "Super Expressowi".
Czeka na medal Euro
Z klubem wygrał już niemal wszystko. Do kolekcji brakuje mu medalu z cenniejszego kruszcu niż brąz, który zdobył na mistrzostwach świata w 2009 roku. Może teraz w Serbii uda się powalczyć o coś więcej? - Nie wybiegam myślami tak daleko. Liczy się tylko najbliższy mecz. Idźmy małymi kroczkami. Jak kaczka... - śmieje się Jurkiewicz.