Wisła Płock - Vive Kielce. Arkadiusz Miszka i spółka upokorzyli Wentę

2011-05-31 10:00

Patrzę na ten złoty medal i wciąż nie wierzę, że jest mój. Cała Polska, poza Kielcami, chciała, żebyśmy wygrali, ale nikt nie przypuszczał, że nam się uda. Dawid pokonał Goliata! - cieszy się Arkadiusz Miszka (31 l.), którego gol z rzutu karnego w końcówce wyprowadził Orlen Wisłę Płock na trzybramkowe prowadzenie. Vive Targi Kielce przegrało 23:26, a w całej serii finałowej poległo 1-3.

W decydującym o złocie meczu Miszka rzucił 6 goli.

- Pokazaliśmy, że liczy się charakter i drużyna. Nawet największe indywidualności w pojedynkę mogą co najwyżej w szachy wygrać albo w tenisa, a nie w piłkę ręczną - mówi skrzydłowy Wisły.

- Vive było murowanym faworytem, ale wyszliśmy na parkiet i skoczyliśmy rywalowi do gardła. Tylko tak można pokonać niezwyciężonych, a za taki zespół w lidze uchodziło Vive - mówi najskuteczniejszy zawodnik mistrzów Polski.

Przeczytaj koniecznie: Wisła Płock mistrzem Polski. Katastrofa Vive Kielce

Jak zostanie ojcem, to strzela

Miszka niedawno po raz kolejny został ojcem. I zauważył dziwną prawidłowość.

- Tak się jakoś składa, że najczęściej trafiam w sezonach, kiedy na świat przychodzą moje dzieci. Przed pięcioma laty, gdy urodziła mi się córeczka, zdobyłem ponad 160 bramek. Teraz w sierpniu rok skończy Pawełek, a ja mam na koncie 175 goli - śmieje się Miszka.

Skrzydłowy Wisły poważnieje, kiedy pytamy, czy "Nafciarzom" szczególnie zależało na pokonaniu Vive, bo chcieli coś udowodnić trenerowi rywali Bogdanowi Wencie (50 l.). Mówi się, że selekcjoner reprezentacji niesłusznie zapomina o graczach z Płocka, wysyłając powołania.

Nic na siłę

- To nie ma związku. Trener Wenta nie widzi mnie w swojej drużynie i muszę to uszanować. Bardzo chcę grać dla Polski, ale nic na siłę - twierdzi.

Wisła złamała hegemonię Vive, pokonując kielczan w tym sezonie aż cztery razy!

- Po sobotnim meczu (32:25) trener Lars Walther szybko sprowadził nas na ziemię, mówiąc, że prowadzenie w finale 2-1 nic nam nie daje. Wmówił nam, że jesteśmy w punkcie wyjścia, że dopiero niedzielna wygrana zapewni nam miejsce w historii. Byliśmy tak naładowani, że gdyby podczas kolacji w sobotę kazał nam wstać od stołu i wyjść na parkiet, to bez szemrania byśmy go posłuchali - zdradza Arek.

Żona nie krzyczała

Teraz przed Wisłą eliminacje do Ligi Mistrzów. Ale na razie w Płocku trwa fiesta. Wczoraj na rynku piłkarzom ręcznym gratulowały rzesze kibiców.

- Do domu dotarłem przed 6 rano w poniedziałek. Żona Kasia nie krzyczała. Zrozumiała, że wielki stres trzeba było odreagować. A wiadomo, że przedstawiciele naszej dyscypliny potrafią się bawić - kończy ze śmiechem Miszka.

Najnowsze