"Super Express": - Faworytami Final Four Ligi Mistrzów są drużyny Kilonii, HSV i Barcelony. Wy w Kolonii macie robić za chłopców do bicia. To, że nikt na was nie stawia, będzie atutem Vive?
Grzegorz Tkaczyk: - Barca liczy, że nas zleje bez rozgrzewki. Oni muszą wygrać, my możemy. To nasz największy atut. Rozegramy najważniejsze mecze w swoim życiu. Nie jedziemy do Niemiec po to, by się kłaniać i przyjmować ciosy. Każdy z nas wie, że powalczymy o nieśmiertelność.
- Pan już grał w barwach niemieckich "Lwów z Mannheim" w Final Four. To presja, emocje, adrenalina. Niemający doświadczenia na tym poziomie rozgrywek pana koledzy z Vive wytrzymają napięcie, nie pękną jeszcze przed meczem z Barceloną?
- Spokojnie. Kto z nas ma się bać? Ja, Karol Bielecki i Sławek Szmal walczyliśmy o zwycięstwo w Lidze Mistrzów z Rhein Neckar Loewen. Uros Zorman dwa razy wygrywał te rozgrywki, a Venio Losert rządził w Europie w barwach Barcelony. Damy radę.
- Trener Bogdan Wenta niczego się nie boi. Co wam powiedział przed wylotem do Niemiec?
- Że to nasza chwila, że ten czas należy do nas i tylko od nas zależy, czy przejdziemy do historii. Jesteśmy stare chłopy. Co tu więcej gadać? Wiemy, o co gramy. A ile jesteśmy warci, pokaże boisko.
- Był pan na finale Ligi Mistrzów piłkarzy nożnych?
- Nie miałem kiedy. Zdobywałem mistrzostwo Polski.
- A ze swoim przyjacielem Robertem Lewandowskim rozmawiał pan po meczu Borussii z Bayernem? Ostrzegł pana, jak uniknąć porażki w najważniejszym meczu w karierze?
- Gadaliśmy przed finałem na Wembley. Robert był dobrej myśli. Nie udało mu się, szkoda. Wierzę, że nam pójdzie lepiej. Chociaż i tak przed Borussią kapelusze z głów i ukłony w niskim przysiadzie. By po tym weekendzie w Kolonii tak samo na Starym Kontynencie mówiono o nas.
- A jaki państwo Tkaczykowie przygotowali prezent na ślub państwa Lewandowskich?
- Ciekawy, ale pan pozwoli, że najpierw dowie się o nim para młoda