"Super Express": - To niesamowite, że tak szybko wrócił pan na boisko
Sławomir Szmal: - Przed rokiem mniej więcej tyle samo czasu potrzebowałem, aby wrócić do bramki Rhein-Neckar Loewen po operacji lewego kolana. Chyba rany goją się na mnie jak na psie (śmiech).
- Rozmawiał pan z kolegami z reprezentacji o ich występie na Euro? Zaledwie dziewiąte miejsce...
- Złoto zdobyli Duńczycy. My, tak jak oni, przegraliśmy dwa mecze, a w bezpośrednim pojedynku ich pokonaliśmy. Ale to oni wrócili z Serbii ze złotem, a my jako dziewiąta drużyna. W takiej sytuacji trudno nie rozmawiać o tym, dlaczego dzieli nas aż osiem pozycji.
- Z trenerem Wentą już pan pogadał o powrocie do kadry?
- Chwilę porozmawialiśmy. Jestem pewien, że trener cieszy się z każdego zawodnika, który wraca po kontuzji. Ale żeby była jasność: nie oczekuję od selekcjonera, że zagwarantuje mi miejsce w kadrze, nie chcę niczego za zasługi. Ale nie ukrywam, że chcę pomóc drużynie i trenerowi w wywalczeniu awansu na olimpiadę w Londynie.
- Łatwo nie będzie. W kwalifikacjach zagracie z gospodarzami turnieju Hiszpanią, solidną Algierią i z Serbią, która ograła Polskę na Euro.
- Za darmo nikt nam nic nie da. Ale jesteśmy na tyle mocni, żeby wywalczyć jedno z dwóch miejsc premiowanych awansem. Chłopaki już się szykują na Serbów. Zrobimy wszystko, żeby im pokazać, że nasza porażka w Belgradzie to był przypadek.
- Po pańskim szybkim powrocie do gry zapewne pojawią się głosy, że kontuzja nie była poważna i powinien pan poczekać z zabiegiem do powrotu z Euro
- Nie mogłem dłużej zwlekać. Ból był zbyt silny. Jestem takim typem zawodnika, który by osiągnąć szczyt formy, musi dać z siebie wszystko na treningach. A ja zamiast o grze myślałem o bólu. Byłoby nieuczciwie wobec kolegów, gdybym nie będąc zdrowym, pojechał do Serbii.