Pierwsza połowa była dla naszych szczypiornistów koszmarem. Nie funkcjonował atak, obrona była dziurawa jak szwajcarski ser, a bramkarze nie mieli nic do powiedzenia po szybkich kontrach Szwedów. Na przerwę Polacy schodzili, przegrywając 11 golami. - Kiedy szliśmy do szatni, Szwedzi obrzucali nas ironicznymi spojrzeniami - zdradził trener Bogdan Wenta.
To właśnie nasz selekcjoner, a nie żaden z piłkarzy, był największym bohaterem meczu. Wenta budzi skrajne emocje, potrafi być arogancki i nieprzyjemny. Ale jak mało kto zna się na swojej robocie. Przed drugą połową nie krzyczał na piłkarzy. Spokojnym tonem mówił o ambicji i honorze - o tym, że mężczyźni nie poddają się bez walki i że spuszczone głowy i łzy w oczach mają tylko baby. Zmienił też ustawienie w obronie z 6-0 na 5-1 (wysunięty jeden zawodnik). Pomogło. Szacunek trenerze! Z Wentą na ławce Polska na tym EURO może wszystko.
Po zmianie stron stał się prawdziwy cud. Koncert gry dali Bartłomiej Jaszka (8 goli) i Michał Jurecki (4 gole). - Ja mogę przegrywać i 0:20, a i tak się nie poddam. Zawsze gram o zwycięstwo. Zresztą wszyscy w kadrze tak mamy - mówił przed wylotem do Belgradu młodszy z braci Jureckich, który pokazał, że nie rzucał słów na wiatr.
Polacy grali szybko, odrabiając straty, a Szwedzi nie wiedzieli, co się dzieje. Wreszcie skrzydłowy Adam Wiśniewski doprowadził do remisu!
- Ten remis jest dla nas jak g... - podsumował mecz wściekły Staffan Olsson, trener Szwedów. - Polacy grali, a my staliśmy bezradnie jak sparaliżowani.