"Super Express": - Słabsze wyniki w ostatnich miesiącach nie zapowiadały tego sukcesu...
Maja Włoszczowska: - Od marca ścigałam się w wielu wyścigach, nie mając czasu na solidne treningi. Organizm był przemęczony i w końcu się zbuntował. Dlatego wzięłam tydzień odpoczynku, a potem z nowym trenerem, Markiem Galińskim, otworzyliśmy nowy zeszyt. Zmieniliśmy sposób trenowania. Nie da się tego opisać krotko, ale akcent postawiony został na umiejętności, których zawodnik potrzebuje w trakcie wyścigu. Wróciłam też do trenowania z zespołem. No i po raz pierwszy zastosowałam nowe koła.
- Czy te koła to początek rewolucji w kolarstwie góskim?
- Miałam je jako jedyna kobieta w mistrzostwach Europy. Koła są większe, mają 29 cali średnicy - o trzy więcej niż zwykłe, takie, na których jeździłam do tej pory. Są własnej roboty. Złożył je Grzegorz Dziadowiec, nowy dyrektor mojej grupy - CCC Polkowice. Dostałam też odpowiedni, bardzo lekki amortyzator. Wszystko zadziałało znakomicie i zapewne na takim samym sprzęcie będę się ścigać za cztery tygodnie w mistrzostwach świata.
- Główną pani rywalką może tam ponownie być mistrzyni Europy - Norweżka Gunn-Rita Dahle. Ma nad panią przewagę... macierzyństwa i związanej z tym wytrzymałości.
- Jest pierwszą zawodniczką w tym sporcie, która po porodzie wróciła do wielkiej formy. Ale przedtem wygrywała każdy wyścig z wielką przewagą, co teraz zdarzyło jej się po raz pierwszy. Liczę na to, że w kolejnych imprezach kolejność będzie się odwracała.
- Pani forma jest już w pełni?
- Mam nadzieję, że dopiero się rozkręcę. Na mecie ME w Słowacji jeszcze smarkałam po przeziębieniu złapanym na treningach we Włoszech. Bolało mnie gardło i zatoki. Jeszcze nie miałam w pełni intensywnych treningów, a jest nad czym pracować - i nad techniką, i nad umiejętnościami sprinterskimi na krótkich podjazdach.
- Na koniec muszę zapytać: jakie były prawdziwe przyczyny rozstania pani z trenerem Andrzejem Piątkiem po 12 latach współpracy?
- Rozumiem zainteresowanie mediów, ale postanowiliśmy obydwoje nie komentować już tego. Może kiedyś do tego wrócimy.
29 cali średnicy to duża przewaga
- Przy najeździe na korzeń czy kamień kąt najazdu większego koła jest mniejszy, więc mniej się odczuwa niewygodę - wyjaśnia Maja Włoszczowska. - Większe koło przejeżdża też łatwo przez mały dołek na trasie, a małe może się zapaść. Minusem jest to, że na wąskich zakrętach łatwiej jest manewrować kołem mniejszym, 26-calowym