Długie kręcone blond włosy, gorący temperament, dziewczęcy wdzięk i promienny uśmiech - taka jest Ola Socha, która dziś zaczyna walkę w turnieju Pucharu Świata we francuskim Orleanie.
- To bardzo ważny turniej w kwalifikacjach do igrzysk w Londynie - mówi szablistka. - Jest podwójnie punktowany, a do tego muszę zająć co najmniej 5. miejsce, żeby obronić punkty wywalczone przed rokiem (system punktacji jest podobny do tego w przypadku tenisistów).
Pewne awansu do igrzysk będzie 12 najlepszych szablistek w światowym rankingu, a Polka zajmuje obecnie 7. miejsce. Nie zamierza jednak jedynie bronić pozycji, bo... - Najlepszą obroną jest atak - podkreśla Socha.
Wojskowy sposób myślenia jest bardzo bliski Oli, która od 6 lat jest zawodowym żołnierzem. - Zostałam zwerbowana, kiedy powstawała grupa sportowa Wojsk Lądowych - opowiada szablistka, która szybko odnalazła się w armii.
Patrz też: Superpuchar odwołany, a KIBOLE SZYKUJĄ WOJNĘ! Fani Legii i Wisły Kraków ZDEMOLUJĄ WARSZAWĘ?
- Szermierka to sport mający najwięcej cech wspólnych z wojskiem. Ja władam białą bronią, a wojsko ostrą, ale etos jest ten sam: szermierz, tak jak żołnierz, musi być waleczny, odważny, rycerski, precyzyjny, punktualny, skłonny do poświęceń... - wylicza wicemistrzyni Europy.
Partnerem życiowym zakochanej w wojsku szablistki jest... amerykański oficer. - Poznaliśmy się, jeszcze zanim wstąpiłam do armii - opowiada Ola Socha, żona Rafała Szelągowskiego, pochodzącego z Polski kapitana US Army, który przebywa właśnie w Afganistanie. - Sam fakt, że mąż jest na misji w tym kraju, wiąże się z dużym ryzykiem. Ale taki już jest los żołnierza i jego rodziny - dodaje.
Pochodząca z Pabianic medalistka mistrzostw świata i Europy przez ostatnie lata trenowała w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Portland. Jej szkoleniowcem jest wybitny polski fachowiec Edward Korfanty, trener reprezentacji USA.
- Wspólne treningi z Amerykankami pod okiem pana Edka dały mi bardzo dużo - ocenia szablistka. - A do tego mogę być razem z mężem, który stacjonuje niedaleko, gdy nie przebywa na misji.
Niestety, czasem brakuje pieniędzy na przygotowania, zwłaszcza wtedy, gdy ministerstwo sportu nie wypłaca stypendium.
- Dobrze, że pomaga mi Wojsko Polskie oraz... amerykańskie, a konkretnie mąż, który sam z własnej kieszeni opłacał moje treningi w USA. Bez jego wsparcia byłoby ciężko. Jestem szczęściarą, bo wspierają mnie dwie armie - uśmiecha się starszy szeregowy Socha. Z takim wsparciem medal w Londynie wydaje się pewny. Ale na wszelki wypadek trzymajmy kciuki!