- Kibice liczą pewnie na to, że raz jeszcze przeskoczę Jelenę i odbiorę jej milion. Ale po pierwsze, będzie ciężko, a po drugie, nie podchodzę w ten sposób do tego startu - mówi Rogowska. - Nie myślę o tym, że mam coś komuś odebrać, chcę po prostu dobrze skoczyć sama dla siebie.
Po tytule mistrzyni świata polska tyczkarka ma kolejny cel: medal w letnich mistrzostwach Europy 2010.
- Brakuje mi go do kolekcji - zauważa. - Po sukcesie w Berlinie nie zabraknie mi motywacji. Musiałam tylko odpuścić teraz treningi z powodu utrzymującego się bólu kostki po skręceniu jej przed mistrzostwami. I z powodu całej serii spotkań i wywiadów dla mediów. Dzień jest za krótki przynajmniej o pięć godzin. Pewnie jeszcze tydzień będę odsypiać zaległości - śmieje się Ania.
Zaskoczyć może, że cel postawiony u progu sezonu nie został jeszcze osiągnięty przez mistrzynię świata. Było nim pobicie własnego rekordu życiowego (4,83 m) i rekordu jej trenera oraz męża, Jacka Torlińskiego (4,85 m).
- Jeśli uda się jeszcze i to, będę zachwycona. Chęci i siły są, a do końca sezonu pozostało kilka startów. Jeżeli się nie uda, płakać nie będę - zapewnia Anna. - Przecież to najważniejsze już osiągnęłam.