- Mam nadzieję, że poprawię latem rekord życiowy, czyli 6,74 m w dal, bo minimum olimpijskie wynosi 6,75 m. I śni mi się skok tygrysicy na igrzyskach, najlepiej na podium dla medalistek - mówi z uśmiechem.
"Super Express": - Pani siostra Monika jest jedną z polskich top modelek. Nie ma pani czasami wątpliwości, że rozminęła się pani z powołaniem?
Anna Jagaciak: - Absolutnie nie. Każda z nas robi to, co lubi. Znam środowisko modelingu, nie pociąga mnie. Zresztą, nie przywiązuję specjalnej uwagi do strojenia się, mody, makijażu, butów... Wolę atmosferę sportową niż "pindrzenie się" przed lustrem.
- Czasami jednak zdarzają się galowe uroczystości
- Wtedy wkładam buty na obcasach, żeby przejść kilka metrów w tę i z powrotem. Ale nie lubię i nie umiem chodzić na wysokich obcasach. Na ogół nie noszę też spódnic ani sukienek. Cenię sobie za to ubiory wygodne, szczególnie sportowe.
- Miała pani propozycje występów na wybiegu czy w filmach reklamowych?
- Nie miałam. Jak na modelkę mam chyba zbyt wiele mięśni. Wykonuję półprzysiady ze sztangą ważącą 100 kilo, modelki tego nie robią.
- Jako sportowiec nie zbija pani jednak fortuny
- Moje stypendia to razem ze dwa tysiące złotych miesięcznie. Ale sport jest moją pasją. Nie traktuję go też jako profesji. Moim zawodem będzie raczej to, co studiuję: technologia żywności i żywienie człowieka.
- Ten kierunek pomaga w ułożeniu własnej diety?
- Nie za bardzo. Jako sportowiec raczej kiepsko się odżywiam. Bywa i tak, że słodycze zastępują mi główne posiłki. Na szczęście dzięki treningowi organizm spala te kalorie. Przyznam, że trochę się bronię przed wyrzeczeniami, takimi jak dieta sportowa. Wtedy sport przestałby mnie cieszyć.
- Mogłaby pani żyć bez sportu?
- Brakowałoby mi tego, ale potrafię dostosować się do sytuacji. W tej chwili jedyne, bez czego nie mogłabym żyć, to mój chłopak. A jest nim tyczkarz Łukasz Michalski.