Na jeziorze Karapiro w Nowej Zelandii broniły wprawdzie złotego medalu sprzed roku, ale raczej jako rekonwalescentki niż mistrzynie pełną gębą. Pierwsza z nich, szlakowa dwójki podwójnej, miała w tym roku trzy miesiące przerwy w treningach z powodu łamiącego się żebra (uraz zmęczeniowy). Druga zerwała więzadło stopy i pauzowała cztery miesiące. Kiedy ledwie co się pozbierały, wywalczyły we wrześniu srebro ME, za osadą Niemiec. I to pomimo anginy, jaką przed imprezą złapała Julia.
W kolejnych siedmiu tygodniach przed czempionatem światowym udało się jednak w krótkim czasie nadrobić sporo w budowaniu formy. Na tyle dużo, że w finale MŚ Polki wykazały zdumiewającą wytrzymałość. Na dwukilometrowej trasie wiosłowały do połowy dystansu na piątej pozycji. Potem jednak minęły mistrzynie Europy, Niemki Thiele i Schiller, a następnie wygrały finisz z dwójką czeską. Szybsze od Polek były tylko Brytyjki Watkins i Grainger oraz Australijki Hore i Crow.