We wtorek (22 kwietnia) w warszawskim Cinema City Westfield Arkadia odbyła się przedpremierowa projekcja filmu „Mistrzynie”. Inspiracją do powstania filmu stało się historyczne wydarzenie z 2024 roku, kiedy to po raz pierwszy w historii igrzysk olimpijskich liczba zawodniczek w polskiej reprezentacji przewyższyła liczbę zawodników. Właśnie ten przełomowy moment posłużył jako tło dla ukazania losów sześciu niezwykłych kobiet.
„Mistrzynie” przedstawiają wielowymiarowy obraz kobiecego sportu — od olimpijek po paralimpijki — pokazując różnorodność dyscyplin i etapy sportowej kariery bohaterek. Film koncentruje się nie tylko na ich medalowych osiągnięciach, ale także na wartościach, umiejętnościach i cechach charakteru, które stoją za ich sukcesami i codziennym życiem.
Aleksandra i Natalia Kałuckie bohaterkami filmu
Na przedpremierowym pokazie obecne były główne bohaterki produkcji: Karolina Naja, Ada Sułek-Schubert, Róża Kozakowska, Natalia Partyka oraz Aleksandra Kałucka. Zabrakło Natalii Kałuckiej, która w tym czasie przebywała na zawodach w Chinach. Wróćmy do mocnego zdania Oli Kałuckiej z początku: — Lekarze posłali mnie do grobu, a ja zdobyłam medal olimpijski. Tak powiedziałam! Kurde, to trzeba mieć po prostu. Nie powiem co. Spotkałam się w życiu z bardzo złymi lekarzami, którzy podcinali mi skrzydła. I proszę, bądźcie ludźmi. I bardzo mnie to krzywdziło, bo mam jakieś tam pewnie takie rany w sobie. Te słowa, które wtedy dużo mnie kosztowały i bardzo mnie raniły. Teraz udowadniam, że się da i mam medal olimpijski, więc chyba nie jest tak źle. Cieszę się, że lekarze czasem nie mają racji — mówi nam.
Natalia i Aleksandra, urodzone w grudniu 2001 roku jako wcześniaczki, przyszły na świat w ciężkim stanie, na dwa miesiące przed terminem. A, jak mówiła nam Ol, lekarze nie dawali im większych szans — przewidywali głęboką niepełnosprawność, brak możliwości chodzenia, widzenia czy normalnego funkcjonowania. Jednak dzięki determinacji własnej i wsparciu rodziców, siostry nie tylko przezwyciężyły trudności, ale także odniosły sukcesy w sporcie. Choć obie mają ograniczoną zdolność widzenia na jedno oko, na ściankach wspinaczkowych zachwycają formą i umiejętnościami. — Mogę powiedzieć, że czuję się spełniona jako sportowiec z brązowym medalem igrzysk olimpijskich. Myślę, że teraz trzeba mi życzyć... odpoczynku. Ostatnio mi tego bardzo brakuje i chciałabym po prostu dzień wolnego, odpocząć. To się niedługo wydarzy, ale myślę, że sportowo czy zawodowo już wszystko zrobiłam, po prostu nie mam takiej chęci posiadania czegoś więcej. Doceniam to, co mam teraz i działamy dalej.
Bez Natalii by mnie nie było
W 2017 roku Aleksandra Kałucka sięgnęła po tytuł mistrzyni świata juniorek we wspinaczce na czas, eliminując w pierwszej rundzie swoją siostrę Natalię. Rok później role się odwróciły — Natalia zdobyła złoto, a Aleksandrze przypadł brązowy medal. — Gdzie bym była, gdyby nie Natalia? Nigdzie. Pewnie bym wybrała moich znajomych z gimnazjum i bym się jakoś "spatoliła" (śmiech). Jest to trudne do pomyślenia teraz, ale tak by pewnie było. Nie byłabym tutaj, nie rywalizowałabym tak bardzo — dodała.
Przed Olą teraz... sesja egzaminacyjna. I to nie byle gdzie. — Studiuję matematykę stosowaną w Edynburgu na Uniwersytecie w Edynburgu, który jest jednym z topowych uniwersytet na świecie. Robię magisterkę, za tydzień mam swoje pierwsze egzaminy, więc teraz powinnam się uczyć. W Szkocji mieszkam od września. Nie będę ukrywać, początki były ciężkie, z angielskim nie ma problemu, ale nie rozumiałam "szkockiego". Pamiętam, że miałam pierwsze zajęcia z matematyki ze Szkotem i pierwsze siedem wykładów. Nie rozumiałam ani jednego słowa. I sobie myślę: czy to dla mnie? Ale chyba na siódmym czy na ósmym wykładzie "something click". Coś przeskoczyło. I z każdym tygodniem jest mi łatwiej. I też już matematycznie jest coraz fajniej.
Produkcja filmu „Mistrzynie” (bardzo dobra robota reżyserki Justyny Tafel), jak wspominaliśmy, miała na celu ukazanie przełomowej roli kobiet w sporcie oraz inspirowanie do działania na rzecz równości i wsparcie młodych dziewcząt na ich drodze do sukcesu. Po nim Ola puentuje: Dalej jestem tą samą Olą, robię te same rzeczy, to się nie zmieni.
ZOBACZ: Tenisowa sensacja w Madrycie! Kolejne kłopoty Novaka Djokovicia