Jak powiedział dziennikarzom przed spotkaniem Bortniczuk, do Luksemburga przyleciał głównie po to, aby poruszyć kwestie udziału rosyjskich sportowców, działaczy, sponsorów i pieniędzy w światowym sporcie. – Jesteśmy za tym, aby docelowo Rosjan wykluczyć – do czasu zakończenia procesu pokojowego, a więc i zadośćuczynienia Ukrainie – ze wszystkich federacji sportowych, na czele z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim – mówił. Dodał, że ma to dotyczyć też działaczy sportowych. – Przez ostatnie lata Federacja Rosyjska prowadziła bardzo agresywną politykę dyplomatyczną, de facto polegającą na kupowaniu miejsc w zarządach kluczowych federacji sportowych. W ślad za tym kandydatem zawsze szedł jeden z możnych sponsorów z rosyjskim kapitałem. A więc wykluczenie rosyjskiego kapitału ze światowego sportu musi w obecnie czasie nastąpić – dodał Bortniczuk.
Właściciel klubu piłkarskiego pomaga Ukrainie. Ta kwota robi wrażenie
Wskazał, że po tym, co wydarzyło się w Buczy na Ukrainie, głos Polski powinienem być zrozumiany przez wszystkich w Europie. – Dla zbrodniarzy miejsca w światowym sporcie nie ma – podkreślał Bortniczuk.
Tak mocne słowa musiały zaboleć, bo do odpowiedzi poczuł się wywołany minister sportu Rosji Oleg Matycin. Pobrzmiewa w niej typowa linia, jakiej trzymają się po agresji na Ukrainę rosyjscy działacze sportowi, że sport i politykę należy rozdzielać.
– Nie chcę nawet tracić czasu i energii na komentowanie działań lub słów moich kolegów. Osobiście go nie znam. To było nieprofesjonalne, niestosowne przemówienie osoby, która z mojego punktu widzenia nie ocenia odpowiednio tego, co dzieje się na świecie – powiedział rosyjskim dziennikarzom Matycin. – Sport staje się ważnym mechanizmem rozwiązywania konfliktów politycznych. Sportowcy nie powinni być dyskryminowani – zadeklarował.
Rosyjska federacja wycofała skargę na FIFA. Ale tylko jedną. Ślepo prze w pieniactwo