Czy naprawdę wszyscy w Polsce muszą pisać książki? Albo nieudolnie je tłumaczyć z obcego języka? Tłumaczone na polski biografie znanych sportowców to językowe potworki. Nie trzeba być Słomczyńskim, Iwaszkiewiczem lub Olszańskim, by poprawną polszczyzną przekazać myśl autora. Przy braku talentu lepiej zastosować metodę pewnej tłumaczki, która po prostu omijała duże fragmenty książki, by uniknąć wpadki.
Zdolny redaktor Polsatu Szymon Rojek pojechał po bandzie i już by wymieniał władze polskiej piłki ręcznej po klęsce reprezentacji. Najlepiej na europosła Wentę, który z brukselskiej loży ostro krytykuje dawnych kolegów. Teza o wymianie leśnych dziadków na młodych gniewnych jest stara jak świat, ale złudna. Wielki trener Janusz Czerwiński i superstrzelec Zygfryd Kuchta to nie byle kto. A sprawny w dyplomacji i biznesie prezes Andrzej Kraśnicki mógłby odpowiedzieć Gałczyńskim :"ja się nie boję braci Rojek".
Nie jestem fanem IPN, skoro biura tej policji historycznej umieszczono w mojej ulubionej knajpie "Budapeszt" przy Marszałkowskiej. Cygańska muzyka, a do niej gulasz z palinką były lepszym daniem niż poprawianie historii. Kiedyś odmówiłem prokuratorowi z tej firmy pomocy w ściganiu wstrętnego ubeka, który prześladował mojego ojca. Niech dogorywa w zapomnieniu. Jednak atak na Polskę z całego świata depcze pamięć bliskiej mi rodziny Koszutskich. Babcia i jej siostry ratowały Żydów z getta - jak bardzo wiele innych polskich rodzin. Najwięcej nazwisk na tabliczkach w Yad Vashem to polskie nazwiska. Warto, by Donald Tusk pojechał tam i nisko się pokłonił.
Zobacz również: Skandal przed Pjongczang 2018. Nazistowskie symbole na strojach Norwegów?!