Gdy rozmawiamy z nią, nie ma na ręce żadnego opatrunku. Nie oznacza to jednak, że ból minął.
- Niestety, palec prawej ręki boli, to przeszkadza w treningach. Bywało, że nie mogłam utrzymać rakiety. Jestem na tabletkach, mam zabiegi, lecz stan zapalny się utrzymuje. Nie trenuję dużo, dwa razy dziennie, maksymalnie po półtorej godziny. Jeszcze 2-3 dni się podkuruję, powinno być lepiej. Boję się jednak tej dużej liczby meczów - dodaje smutno.
Żeby zostać mistrzynią olimpijską, Isia musi rozegrać aż 6 spotkań. Pierwszą rywalką będzie Tajwanka Yung-Jan Chan (w niedzielę). Najtrudniejsza przeszkoda już w ćwierćfinale - nr 1 na świecie, czyli Serbka Ana Ivanović.
Według ojca i trenera - ta kontuzja córki to cena, którą płaci za awans do pierwszej dziesiątki rankingu.
- Isia jest twarda, ale nie jest z metalu - mówi Robert Radwański. - Odnowiła się ta kontuzja z Paryża, z Roland Garros. Palec serdeczny prawej ręki jest od wewnątrz opuchnięty. Prawdopodobnie było tak, że gdy po tej paryskiej kontuzji zaczęła owijać rękę bandażem, pewne mięśnie przestały normalnie pracować i stan zapalny przeniósł się na inny staw.
Z perspektywy czasu Radwański zdaje sobie sprawę, że gra Isi w deblu na Roland Garros była błędem.
- Ale kto mógł przypuszczać, że trafią z Ulą na najlepszą parę i będą musiały grać przez prawie 4 godziny? Chciałem, żeby wywalczyły olimpijski awans w deblu normalnie, nie przy zielonym stoliku - tłumaczy.
Potem jednak Isia też grała często, być może za często...
- Może trzeba było odpuścić turniej w Sztokholmie, ale tam przecież broniła tytułu - argumentuje Radwański.
- Najważniejsze, żeby dwa pierwsze mecze poszły w miarę szybko. Wtedy będę miała więcej czasu, żeby odpocząć i się zregenerować. I palec wytrzyma - kończy Isia.